31 maja 2015

Topole

Skręca mnie w żołądku, a mama jak na złość zostawiła mi na stole jakieś ciasto.
Jednak dieta to ciężki kawałek chleba.
Waga jakby trochę drgnęła, ale na razie to i tak niezbyt wiele.
Grunt to dobra motywacja.
Najlepsza to ta, że będę mogła w końcu nosić wymarzone sukienki.
I że będę mogła - opróżniwszy organizm ze śmieci - unieść się do nieba jak gołąb.
Jak te topole, które do nosa wchodzą (wciąż fruwają w powietrzu).
Na swój sposób to piękne.

30 maja 2015

Morze

O, już mam pierwszą wakacyjną fotkę:)
Tak bardzo chciałabym pojechać do katedry oliwskiej na koncert organowy (tęsknię za tym).
Niestety 20.00 to zbyt późno, potem nie doczłapię się PKP do domu.
Już za miesiąc (czyli w wakacje) sezon organowy się rozpoczyna.
Pamiętam, jak kiedyś zatelefonowałam do jakiejś diecezji, w której szkoli się organistów.
Powiedziałam, że gram i że komponuję muzykę i że jest całkiem niezła.
Nie chcieli mnie. Nawet nie dali szansy.
Niestety szkoła tylko dla Katolików. Eeee.
Skomponowałabym wiele pieśni dla Pana.
Jednak to nie jest szkoła ponad wyznaniowa.
Chyba uwierałaby mnie jak za ciasne portki.
Bóg kocha przestrzeń.
Wyznacza jej granice, jednak daje wolność.

Ciiii

Deszcz lekko kropi, a gdzieniegdzie jest jeszcze słonecznie.
Moje niebo ma skłonność do tęcz.
To chyba dobry znak dla pary młodej?
Nieopodal ślub, w zasadzie kilka ślubów.
Wczoraj pogrzeby, niedawno jakieś komunie.
U mnie nic z tych rzeczy, nic kompletnie.
Pan ma jakieś plany.
Jestem tak zagłuszona tym harmidrem, że nie jestem w stanie nic usłyszeć.
Nie!

Serce

Zastanawiam się nad tym, czy miłość umiera.
Jestem chyba długodystansowcem, ale ciekawi mnie jak mają inni.
Gdybym tylko mogła komuś zajrzeć do serca...
Dokąd jednak zaprowadziłaby mnie ciekawość?

Kolory

Ten blog jest różowy jak budyń.
Wiele razy szukałam odpowiedniego koloru dla bloga, ale ten wydał mi się najodpowiedniejszy.
No, niech będzie, że najładniejszy.
Jakiś czas temu obiecałam wstawić fotki.
Dotrzymam słowa, ale z małym poślizgiem.
Poślizg nie oznacza zaniechania.

W odniesieniu do poprzedniego wpisu

Gdyby to był ostatni dzień mojego życia i gdybym sama mogła siebie osądzić, z pewnością nie poszłabym do nieba.
Tak, tak.
Tak myślę.
Mało: teraz jestem tego całkowicie pewna.
Zatruli mnie rodzice (nie umniejszam ich zasług, jednak czasem mogli lepiej się sprawować), oraz tzw.życzliwi ludzie, którzy nieśli pomoc.
Swoimi grzechami i złym przykładem.
Niektórzy wykorzystywali mnie i moją uległość, oraz słabą wolę.
Dzisiaj Bóg jest moim rodzicem i to On mnie wychowuje.
O rany.
Myślałam, że będzie lżej.
Nieposłuszne ze mnie dziecko, na szczęście tylko w jakimś %.
Czy aby na szczęście?
Nikt przecież nie zjadłby zupy z jedną muchą w środku.

Pracowitość

Jestem załamana swoimi dziećmi.
Zdaje się, że wyhodowałam dwa pasożyty.
Dwóch indywidualistów - ale to chyba nie moja zasługa - o skrajnie różnych osobowościach.
Nie specjalnie uspołecznionych, nie specjalnie pracowitych.
Tzw. leniwce pospolite.
Trochę im podkręcam śrubkę, niestety trochę - bo jak na razie z małymi rezultatami.
Spróbuję też zastosować tzw. pozytywną motywację.
Zmienię dietę, zacznę uprawiać z nimi sporty.
Martwi mnie jednak ten brak czasu.
Gdyby więcej mi pomagali, wszystkim wyszłoby to na dobre.
No i najważniejsze przeoczenie...
Nie czytam dzieciom Biblii.
A tak lubią słuchać, kiedy czytam im książki przed snem.
Nic, tylko wziąć się do roboty...

Wakacyjnie

Cały czas pochłonięta jestem planowaniem wakacji dla dzieci.
Jednak w związku z tym, że nie chcę mieć luk w pracy, będziemy robić sobie krótkie, weekendowe wypady do innych miast i ościennych wsi położonych nad jeziorami.
Być może raz popłyniemy też tramwajem wodnym na Hel.
Mam nadzieję, że dzieciaki będą zadowolone.
A teraz z innej beki: nie wiem czy to związane jest z latem, ale ostatnio mam jakiegoś bzika na punkcie upiększania się i dbania o zdrowie.
Sokowirówki jednak jeszcze nie kupiłam, bo nie było takich dwu funkcyjnych - z opcją do szatkowania surówek.
Póki co, rower na razie zdycha w kącie w formie spoczynkowej.
Dopiero na jutro planuję w końcu odkopać go z kurzu.
No okej. I tak nie wiem, czy ktokolwiek to czyta:)
Pozdrawiam.



Pióro wieczne

Chciałabym aby ten dzień był dobry.
Wstałam dość wcześnie, więc ryzyko niespodzianek większe.
W powietrzu fruwają topole, sezon truskawkowy rozpoczął się na dobre.
Jak w każdą sobotę, niedługo wyruszam na łowy.
Tym razem w poszukiwaniu sokowirówki.
Jeśli chodzi o rozkład zajęć, to stawiam na improwizację.
Czasem mam wrażenie, ze te wszystkie zwykłe, przewidywalne chwile będę kiedyś wspominać z utęsknieniem.
Wtedy, kiedy technologia jeszcze bardziej posunie się naprzód, a być może wtedy, kiedy nie będzie już zwykłych domów i zwykłych rodzin.
Chciałabym te wszystkie chwile zakląć w piórze wiecznym.
Być na zawsze z tymi, których kocham.

29 maja 2015

Sól


Dzisiaj miałam dzień piękności.
Rzęsy opatrzyłam henną (po to żeby nie musieć używać tuszu), a włosy farbą do włosów.
Z dietą na razie idzie jak po grudzie, ale nie ma co się dziwić.
Do lata jeszcze kilka dni przecież pozostało ;)
Jednak to nie jest tak do końca, że żyję tylko próżnościami.
Czasem pozwalam sobie na zwykłe drobiazgi, ludzkie umilacze.
Z bardziej obiecujących nowin dopowiem tylko tyle, że zaczęłam na nowo zaglądać do Biblii.
W końcu, w końcu, dopiero.
Po raz drugi natknęłam się na wersety o świeczniku i wietrzejącej soli (wczoraj po raz pierwszy - w innej Biblii).
Naprawdę czuję, że potrzebuję odbudowania głębokiej relacji z Bogiem.
Przecież jestem solą, a ja sobie daję wciskać kity, że jestem po to, żeby musieć robić 1001 niepotrzebnych rzeczy na minutę i... zapominać o swojej prawdziwej naturze.
O powołaniu.
Nienawidzę tego świata - i bardzo dobrze.
Kiedy czytam Pismo Święte coraz bardziej dociera do mnie, że nie jestem z tego świata.
Nie wiem jednak dlaczego pozwalam sobie czasem na "skoki w bok".
To oczywiście taka metafora, dlatego wzięłam słowa w cudzysłów.
Wiele szkody wyrządzili mi ludzie, którzy z założenia mieli pomagać.
Ech, faryzeusze.
Ja teraz przez nich kuśtykam.
Jednak nie czas się zatrzymywać na ubolewaniu, nie czas się nad sobą roztkliwiać.
Jest wyjście, jest droga, nie kręta, ale prosta.
Jest wyjście z zamętu i ze spustoszenia - tak.
Ten zamęt ze szczegółami został opisany w Biblii.
Wiele nauk ucho łechce.
Większość ludzi cały czas kłamie.
Po co słuchać kłamstw?
Trzeba mierzyć wysoko, jesteśmy cenni.
Bardzo cenni.
Odkupieni krwią Jezusa.


28 maja 2015

W zdrowym ciele zdrowy duch

Znalazłam dzisiaj niesamowite świadectwo z Indii.
Niebawem je tu wrzucę, bo jest bardzo, bardzo piękne.
Póki co, jestem na diecie i mam nadzieję schudnąć.
W sumie rower jest dobry na wszystko -  liczę na to, że w ten weekend w końcu się wyrobię i że uda mi się wyjechać gdzieś za miasto.
Brakuje mi ciszy i tego, żeby nikt do mnie nie mówił, bo już przestaję słyszeć siebie.
A ludzie tyle gadają.
Zdecydowanie za dużo.
Ciekawe co tak chcą zagadać???

Nie jest dobrze, nie jest dobrze

Nie jest dobrze i tyle.
Czyjeś niemoralne propozycje nie powodują tylko odrazy w stosunku do tej osoby.
Czuję, że ze mną jest coś nie tak.
Zrobiłam sobie mały skan, który zdefiniował usterki.
Nawrócenie?
Go start.


27 maja 2015

Proście, a będzie wam dane

Rany, czasem ciężko się przebić przez życie i nie stracić nadziei.
Nie jestem żadną poetką, więc moje wiersze nie są może jakiejś super jakości.
Są jakie są.
Niekiedy nie potrafię w inny sposób wyrazić swoich trudnych myśli...
Tak, najgorszą ze zbrodni jest odebrać człowiekowi nadzieję.
Ludzie odbierają nadzieję, na szczęście Bóg ją przywraca.
Ale nie zawsze dosłownie i nie zawsze w taki sposób w jaki byśmy chcieli sobie to wyobrazić.
To, co może wydawać się najtrudniejsze do przyjęcia, to to, że Jego <dla nas> nadzieje, niekoniecznie muszą się nam <z początku> podobać.
Mnie, nadzieja, że odzyskam kogoś, kogo darzyłam gorącym uczuciem została odebrana, przez samego Pana Boga.
Choć trudno przeniknąć Jego myśli (myślę, że jest to niemożliwe), musimy przyjąć z wiarą, że to co/kogo dla nas Sam wybierze <wg własnego uznania> ma swoje głębokie podłoże i uzasadnienie i jest najlepszą z najlepszych opcji. Jedyną słuszną decyzją.
Tak jak pisałam, zrozumienie przychodzi z czasem.

Jakże to trudne.

Ps. Szukajcie innego wpisu pod tym samym tytułem.




25 maja 2015

Nadzieja

Najgorszą ze zbrodni jest zabić w człowieku nadzieję
To życie niesie nadzieję
A czasem tylko zrozumienie
A czasem brak zrozumienia
I trawiącą pustkę
Jedni mają więcej szczęścia, niż inni
U mnie bywało różnie
Bitwa toczy się jednak dalej
I upływający czas, czas
A ja, wspinam się na palcach
By dotknąć nieba

24 maja 2015

Strategia

Głos oddany, córka przysposobiona - z własnej chęci - do wypełnienia tzw. obowiązku obywatelskiego :)
Była ze mną i wrzuciła kartkę z "krzyżykiem do urny".
Kłamanie nie jest drogą do postawienia Polski na nogi.
Mnie też korci, żeby skłamać -  że się z kimś umawiam.
To dla świętego spokoju.
Kurcze, muszę naprawdę opracować jakąś strategię zniechęcenia.
Najlepszą opcją byłoby zaproszenie do siebie i pokazanie tego całego bajzlu.
Ale chyba sobie odpuszczę...
Rany, czemu Pan teraz milczy!?

Wybory, druga tura

Dzisiaj wybory.
Planowałam nie pójść wcale, ale mama mnie wygania.
Dla świętego spokoju pójdę głosować na Komorowskiego.
Nie wrzucę jednak pustej kartki do urny.
Podobno Komorowski nie dąży do wojny z ruskimi w takim stopniu jak ten pisowiec.
:(

Rodzina

Z chrzestnym to też w sumie była dość ciekawa sprawa.
Nie widzieliśmy się przez wiele, wiele lat.
Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętałam o jego istnieniu - jedynie ze słyszenia, z opowieści rodziców - aż do czasu, kiedy okazało się, że oboje mieszkamy w tej samej dzielnicy Gdańska.
Mama jakimś cudem trafiła na jego trop, dzięki czemu mamy teraz z sobą stały kontakt - nie częsty, ale systematyczny.
Czasem przesyła dla dzieciaków paczki na "Gwiazdkę", albo "Zająca", a mnie zaprasza na imieniny - moje :)
Zawsze wtedy czeka na mnie tort i Kadarka - on ją strasznie lubi (węgierską).
To stary komunista i żyje jeszcze starymi czasami i wspomnieniami minionych lat, więc z reguły skazuje mnie na wysłuchiwanie tych samych historii - o sekretarzach, sekretarkach, towarzyszach i innych takich tam.
Tak, czy siak, w czasie kiedy zostałam z dziećmi całkiem sama, wujek od czasu do czasu pomagał nam, a co najważniejsze, po prostu był obok.
Niedługo wakacje, więc pewnie znowu go odwiedzimy - ja i "Diablęta" - bo tak zwykł mówić o moich dzieciach.


23 maja 2015

Imię

Moja mama chciała mi dać na imię Wiera, bądź też Nadzieja.
Dość oryginalne imiona, nie powiem.
Moda jednak przeważyła (więc nie mam na imię ani Wiera, ani Nadzieja), jak i to, że moimi chrzestnymi rodzicami są dwaj, nie stroniący od używek ateiści (to się nazywa konsekwencja rodzicielska).
Mnie już nic nie zdziwi.


Słowa

Znowu chyli się na deszcz, rower sobie dzisiaj odpuszczę.
Co do słów, które czasem otrzymuję, to nie wiem czy pochodzą od Boga, Jezusa, Ducha Św., czy jakiegoś anioła...
"Spokojnie", "poczekaj", "poczekaj trochę", albo "cierpliwości" - słowa te wskazują na moje emocje w danej chwili i są drogowskazem, czyli ukierunkowuję mnie.
Pojawiają się w kontekście jakiejś konkretnej sytuacji, która bardzo mnie nurtuje.
Zwykle są dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż pojawiają się nagle, niespodziewanie i bywa, że są całkowicie sprzeczne z moimi oczekiwaniami.
Co najważniejsze: są to słowa, których ja nie pomyślałam.
Ciężko mi to jednak wytłumaczyć...
Wiem jednak, że od Pana je otrzymuję (nie ważne za czyim pośrednictwem).
Pojawiają się w chwilach pokory, smutku i wyciszenia.
Często też po modlitwie, albo w trakcie.



Zakupy

Jak zawsze w sobotę wybrałam się dzisiaj na zakupy.
Moje dzieciaki wyrastają co jakiś czas ze swoich ubrań, poza tym jest wiosna, a niedługo lato i wszyscy potrzebujemy odświeżenia swojej garderoby.
W sklepie z ubraniami spędziłam dzisiaj nawet sporo czasu.
Udało mi się wybrać kilka rzeczy, ale przy stojaku ze spódnicami stwierdziłam, że żadna z nich nie podoba mi się.
Raz, że były jakieś strasznie pstrokate, a do tego większość z nich w falbany, za którymi specjalnie nie przepadam.
Zaznaczę, że chęć posiadania spódnicy nie jest jakąś moją fanaberią.
Ja po prostu nie mam ani jednej spódnicy na lato.
W pewnym momencie przyszła mi do głowy taka myśl, że większość rzeczy, które dzisiaj wykonałam - wykonałam samodzielnie.
Wszystko sama, z własnej woli, z własnych chęci i własnymi siłami i wg własnego uznania.
Nie znalazłam nawet małej chwili na modlitwę, nie zastanowiłam się nad tym, czego Bóg chce ode mnie i szczerze mówiąc w ogóle Go w moim planie dnia nie uwzględniłam.
Za tym stwierdzeniem przyszła zaraz myśl, żeby się pomodlić.
Tak, o te spódnice i inne ubrania, które są mi potrzebne.
Poprosiłam Boga o to, aby pomógł mi je wybrać.
Po zakończonej, krótkiej modlitwie otrzymałam odpowiedź od Boga w postaci słów: "pomogę ci".
Nie spodziewałam się odpowiedzi na modlitwę w tak prozaicznej sprawie. 
W ogóle nie spodziewałam się żadnej odpowiedzi.
Czasami nie rozumiem rachuby Boga. 
W znacznie poważniejszych sprawach, które omawiałam w modlitwach latami, nie otrzymywałam odpowiedzi, a w kwestii, która może wydawać się nie tak bardzo istotna, odpowiedź pojawiła się znienacka.
Jestem za nią Panu Bogu niezmiernie wdzięczna.
Całe moje serce uległo w tamtym momencie przemianie.
Przede wszystkim poczułam ogromną wdzięczność za wiele dóbr, którymi On chce mnie nadal obdarowywać każdego dnia, ale na które ja Mu nie pozwalam, bo wciąż o Nim zapominam.
Wszystko pojawi się w odpowiednim momencie, ale na pewno nie samo z siebie.
Bóg chce pomagać, ale my Mu zwyczajnie musimy na to pozwolić.


Drobiazgi

Później napiszę o tym, jak Bóg pomaga nawet w najbardziej prozaicznych sprawach, pod warunkiem, ze Mu je zawierzymy.
Podzielę się pewnym świadectwem, całkiem świeżym, bo z dzisiaj :)
Teraz muszę trochę (?) posprzątać i obiad zrobić dzieciom.
Nie samym blogiem człowiek żyje ;)

Sumienie

Dawno nie nawiązywałam do Pisma Świętego.
Nie chcę nikogo zanudzać, nie chcę też pouczać, jednak chciałabym pewnym przemyśleniem podzielić się z innymi.
Czasami Diabeł namawia ludzi do robienia różnych złych rzeczy.
Wydarzenia same układają się jakby "fajnie".
Widzimy same plusy danej sytuacji, dajemy namówić się na extra super oferty, promocje, ulegamy emocjom cudzym, albo swoim.
Nikt nie jest idealny, każdy ma swoje słabe punkty...
Niestety On nigdy nie daje nic za darmo i zawsze przychodzi po zapłatę.
Częścią rachunku są także wyrzuty sumienia.
Wyrzuty sumienia pojawiają się na skutek grzechów, które popełniliśmy, ale nie zawsze.
Czasem są po prostu zwykłym kitem, że jesteśmy całkiem do bani i że to co robimy też jest do bani.
Jeśli pojawiają się na koncie, trzeba je po prostu powierzyć Bogu.
On na pewno serce uleczy i pomoże przetrwać trudne chwile, albo naprawić jakieś sytuacje.
Bóg kocha cię takim jakim jesteś, łącznie z twoimi wadami.





22 maja 2015

Marzenie

Podjęłam decyzję.
Jeśli do po wakacjach nie stracę roboty, to będę kontynuować lekcje nauki gry na pianinie.
Potrafię grać, ale chodzi o ćwiczenia techniczne i naukę rzeczy trudniejszych.
Chcę się nauczyć spisywać swoje utwory.
Chcę robić to, co kocham.

Powieki

W takim małym mieście życie jest nawet fajne.
Np. niektórzy niektórych nie poznają na ulicy, bo inaczej trzeba by było wszystkim się kłaniać.
Menele rzecz jasna kłaniają się wszystkim.
Jeden nawet mnie woła z daleka.
Zawsze uśmiechnięty gość.
Klasa wyższa ma czasem z czapkowaniem i uśmiechaniem się kłopoty, ale sądzę, że to przejściowe.
Sen z powiek spędza mi teraz całkiem inny problem.
Niektórzy faceci zachowują się tak jakby cierpieli na jakieś deficyty.
To mnie akurat nie wpędza w zbyt optymistyczny nastrój, no bo z czego tu się cieszyć.
Samotność nie oznacza desperacji.

Hierarchia

W momencie, kiedy świat pędzi do przodu, ja usuwam się w cień.
Nie zależy mi na karierze, nie zależy mi na sławie, władzy, popularności, majątku.
Stałam się człowiekiem cieniem.
Marnuję nawet swoje talenty.
Usłyszałam kiedyś, że utwory, które tworzę, są świetnymi ścieżkami dźwiękowymi do filmów.
Niestety nie rozdwoję się.
Jeśli zaprzepaszczam talent, to dlatego, że nie podjęłam decyzji dość szybko.
Na akademię muzyczną jest już za późno trochę.
Pod koniec życia nie będę płakać, że nie mogę zabrać z sobą pianina.
Płakać mogę jedynie z jednego powodu.
Że zapomniałam wypowiedzieć najważniejsze słowa, wtedy kiedy był na to czas.
Że zapomniałam, albo nie mogłam, nie ważne.
Muzyce poświęcę czas po wakacjach, skoro nie potrafi się ode mnie odczepić.




Tusz

Wczorajszy dzień omawiałam z Bogiem, dzisiaj rano, przy zlewie.
Tj. w myślach, w trakcie rozdzielania rzęs sklejonych cudownym tuszem.
Moje wczorajsze życie (w tych najciekawszych i najbardziej spektakularnych momentach) przeleciało mi przed oczyma jak film.
Uwieńczeniem dnia było wylanie przez córkę do zlewu 1/2 puszki piwa.
Błąd pociąga błąd - jak w układance z klocków domino.
Nie, nie było żadnych tragedii.
Weszłam na taki level, w którym to na co niegdyś nie zwróciłabym uwagi, dzisiaj uwiera mnie i boli niczym drzazga w oku.
Boli mnie wiele rzeczy, ale najbardziej boli mnie to, że czasem najważniejsze rzeczy w życiu człowieka przegrywają w walce z kiczem.
Nie wierzę w wyższość umysłu nad ciałem.
Nie, że w ogóle, ale że dość często.
Tak bardzo zamyśliłam się, że nawet nie zwróciłam uwagi na moment, w którym pojawiły się w mojej głowie dwa słowa: "nie bój się".
Odrejestrowałam je dopiero po kilku sekundach...
To ciekawe, ale do Boga przybliżam się dopiero po swoich upadkach.
Dzisiaj oddycham całkiem innym powietrzem.
Kruszeję, wszystko we mnie kruszeje.
Poddaję się całkowicie. Nie chcę walczyć ani z Nim, ani z sobą.
Za wszystko co otrzymałam, dziękuję.
Dziękuję za wszystko czego nie otrzymałam.


21 maja 2015

Deszcz

Z reguły staram się żyć bardzo oszczędnie, jednak dzisiaj mnie trochę poniosło.
Naprawdę nie musiałam kupować sobie tak drogiego tuszu do rzęs.
Ale cóż...
Jak większości kobiet, mi także zakupy poprawiają humor.
Dziury w sercu też można łatać - styropianem.
Kwitną kasztany, przyroda woła:"życie", a ja uporczywie powracam do starych nawyków.
Czas stop, nie chcę zamienić się w słup soli - na własne życzenie.
Nie chcę zapomnieć o wszystkich dobrych rzeczach, którymi Bóg mnie obdarował.
I o Jego obietnicach, choć coraz bardziej odległe mi się wydają.
Chwile przystani nie świadczą o Czyjejś nieobecności.
Być może to deszcz uporczywie podlewa budzącą się do życia przyrodę.
Przecież na pustyni przyroda kwitnie wyłącznie w oazach.


20 maja 2015

Domki letniskowe

Póki co, planuję wakacje z dziećmi.
Marzę o drewnianym domku, w którym biegają myszy.
O domku nad jeziorem i w środku lasu.
Jutro zrobię rezerwację domku na jeden tydzień.
Mam nadzieję, że wakacje będą udane i niepodobne do innych.
Najważniejsze żeby dzieciaki były szczęśliwe.
Resztę przyjemności zaplanuję później.

Plan

Wielu rzeczy w życiu nie można zaplanować - zmiany są nieuchronne.
Dobrze, kiedy są to zmiany na lepsze.
Najlepszą rzeczą, która może człowieka spotkać jest miłość.
Ludzie próbują znaleźć definicję na miłość, ale ona nie ma definicji, ponieważ nie ma synonimu.
Miłość jest miłością i niczym innym.
Nie wiem, czy coś takiego jak przeznaczenie istnieje.
Kiedyś myślałam: "tak, to przeznaczenie". Byłam tego pewna.
Aktualnie brak mi koncepcji na to czy ono istnieje, czy nie.
Bóg i tak zwykle ma inne plany niż my.
Zwykle jednak to my mamy inne plany niż On.

Modlitwa i ufność potrafią dostroić nas do woli Bożej, wyostrzyć zmysły. 
Z czasem faktycznie możemy usłyszeć Boga.
Potrzeba  do tego cierpliwości i pokory,
oraz  rezygnacji z samego siebie.

Nawrócenie

Kiedy pomyślę o moim życiu przed nawróceniem, to mi się robi niedobrze.
Zresztą po tzw. nawróceniu też nie byłam aniołkiem (to tak w nawiązaniu do poprzedniego wpisu).
Nawróciłam się niejako z rozsądku.
Po pierwsze stwierdziłam, że to i tak nic nie kosztuje. Coś na zasadzie "a co mi tam".
Po drugie, miało na to wpływ doświadczenie z piekła rodem.
I choć niektórzy uważają, że miałam sugestywny sen, w którym Bóg chciał mi na istnienie smutnej rzeczywistości zwrócić uwagę, to ja mogę tylko dodać od siebie, że nie życzę nikomu takiego snu.
Bycie wciąganym do piekła - proszę mi wierzyć - nie jest niczym fajnym.
Zresztą to, co wtedy zobaczyłam, było całkowicie sprzeczne z moimi poglądami.
Po obudzeniu byłam w głębokim szoku.
Ten stan utrzymywał się na stałym poziomie przez kilka dni.
Dopiero w rok po wypowiedzeniu magicznych słów, że przyjmuję Jezusa za swojego Pana, pomalutku zaczęło przemieniać się moje wnętrze. Rzecz jasna, na lepsze.
Poza tym moment mojego nawrócenia zbiegł się w czasie z pewną znajomością.
Ktoś omotał moje serce i naprawdę miałam coś innego w głowie - znacznie ciekawszą alternatywę, którą i tak szlag trafił.
Moje serce zostało złamane, a mi nie pozostało nic innego, jak przyjść z tym do Pana.
Bóg w dużym stopniu uleczył je, jednak nie do końca.
Czasem zdrowienie, to proces który rozkłada się na lata.
Ten czas jest wprost proporcjonalny do poniesionych strat.
Rewolucyjne zmiany nie zawsze wychodzą nam na dobre.
A czasem po prostu sami na nie nie pozwalamy.
W każdym bądź razie słowa "cierpliwość", albo "poczekaj" nie należą do moich ulubionych.

Anioł cd.

Tzn. wysokość anioła mierzyłam wtedy, kiedy już go nie było - córka wskazała miejsce, w którym go zobaczyła. Naszkicowała także odległość - od zlewu do sufitu.
Teraz bardzo przydałoby mi się takie niepospolite spotkanie.
Moje serce obumiera, czuję się smutna.
Pogoda też chyba  odzwierciedla stan mojej duszy.
Deszcz i cisza...

19 maja 2015

Anioł


Moja córka pewnego razu zobaczyła anioła. U nas w domu.
Ja, ani syn nie widzieliśmy go.
Podobno nie było widać jego twarzy, która była bardzo rozświetlona.
Kiedy usłyszałam: "mamo, ja chyba widzę anioła", ze strachu zsunęłam się pod kołdrę.
Nie był wysoki. Wg mojego pomiaru miał ponad 130 cm wzrostu.
Myślę, że to głupie mierzyć wysokość anioła. I bardzo nietaktowne.
Ludzie lubią wszystko przeliczać.
Chyba zwykła ciekawość mną powodowała.
Też bym chciała kiedyś spotkać anioła.
Ten, podobno miał skrzydła.
I długą, białą sukienkę.



Nostalgia

Mój komputer jest już dobity na amen - niestety taka uroda rzeczy martwych.
A ja też jadę na zwolnionych obrotach, jednak czas w końcu rozprawić się z nadmiarem kawy.
Od wszystkiego (prawie) można się odzwyczaić.
Najtrudniejsze były pierwsze godziny dnia - kiedy głowa sama leciała mi w dół.
Poza tym, dopadają mnie znowu dzisiaj dziwne tęsknoty.
Może kiedyś mi przejdzie, może kiedyś zrozumiem.
Może.
Ostatnio Pan milczy.
Ale Pan tak czasami ma. Już się zdążyłam przyzwyczaić do tego.
Wystarczy mi, że wiem, że jest.
To już chyba jakiś postęp?
Pan nie odwraca od nas głowy, nie udaje że nie poznaje.
Po prostu nie gada tyle co my.
Nie jest człowiekiem i podlega innym prawom.
Lubi zaskakiwać, a ja lubię Jego niespodzianki.
Choć... czasem niewiele z tego rozumiem.
Muszę tak jak Salomon, modlić się o mądrość.
Kiedy ona przyjdzie, będę mogła uwolnić wspomnienia i zaakceptować wolę Bożą.

Kawa

Dzisiaj mam dzień bez kawy - wczoraj obiecałam Bogu, że dziś null...
Jestem od kawy za bardzo uzależniona, dlatego czas się rozprawić z potworem.
Biorę za to do pracy cytrynę.
Co prawda jakoś ciężko mi na sercu, więc na odwyku będzie jeszcze ciężej, ale cóż.
Szkoda zdrowia.
I zdrowia mojej i tak zmarniałej duszy.

18 maja 2015

Małe przemeblowanie,

nic takiego.
Grzebię w ustawieniach blogowych, skutkiem czego są zmiany na blogu.
Mogę nie grzebać, ale wtedy się nie nauczę.
Póki co, chyba dobiłam komputer.

Szuflada

Z depozytem to był żart oczywiście, jakby ktoś nie załapał.

Czas

Koleżance chyba odmówię współpracy.
Brakuje mi materiałów pomocniczych, chociaż to nie jest najistotniejszą przeszkodą.
Najważniejszą jest ta, że czas przecieka mi między palcami.
Na szali przeważyły dzieci, muzyka, blog.
Słucham właśnie muzyki Shigeru Umebayashi.
Być może nie mam tak wielkiego doświadczenia jak on, nie wiem - może talentu też nie - ale wiele z niedokończonych utworów czeka na dokończenie.
Co prawda pieniądze, które odłożyłam na naprawę sprzętu przeznaczę na wakacje dla dzieci, ale po wakacjach zajmę się i instrumentem.
Muzyki nie planuję sprzedawać, sama nie wiem co z nią zrobię.
Może nic.
A może oddam ją do depozytu.

https://www.youtube.com/watch?v=6z-JHs1x80Y

Zatrzymaj się

Kiedyś, w drodze do pracy mijałam kościół, który wcześnie rano już był otwarty.
W zasadzie przed pierwszą mszą stał całkiem pusty.
Czasem lubiłam się w nim zatrzymywać, po to żeby móc się w ciszy pomodlić.
Pewnego razu, zostawiłam w kościele siatkę, w której miałam jedzenie i parę innych potrzebnych rzeczy.
Zauważyłam jej brak w drodze do pracy, dlatego postanowiłam się cofnąć, żeby sprawdzić, czy nie została w kościele. 
W drodze do kościoła minęłam drobnej postury staruszkę.
Kiedy ją wyminęłam, usłyszałam, że przewróciła się.
Zatrzymałam się, po to żeby pomóc jej wstać.
Ona sama nie wiedziała dlaczego upadła. Najprawdopodobniej zasłabła.
O tej porze ulica była bardzo wyludniona - byłam jedyną osobą, która mogła jej wówczas pomóc.
Też szła do kościoła...
Myślę, że wtedy, zostałam użyta przez Pana Boga, po to żeby komuś pomóc.
Właśnie osobie starszej, bezbronnej.

Czas, w którym wszystko układa się jak z płatka, nie zawsze jest czasem, w którym Bóg lubi działać.
Może nie to, że nie lubi. Myślę, że to ludzie nie potrafią i nie chcą być wtedy niesamodzielnymi.
Nauka niesamodzielności... wymaga jednak czasu.
A przede wszystkim: posłuszeństwa.

Sygnał

Nie wiem jak to się stało, ale mój komputer zaskoczył.
Za to ja wysiadam. Codziennie przed 5.00 dostaję od mamy telefon "strzałkę", na przypomnienie że mam zgasić światła w jednej części domu, w której zapalane są tylko na noc.
Dzisiaj obudził mnie sygnał o 4.30 :/.
Potem tak zasnęłam, że nawet rąbania dzwonów nie słyszałam, ani zawodzenia księdza.
Jest niedziela, kurcze, zapomniałam się pomodlić.

Mission immposible

Miałam gdzieś książki o stopniowaniu odzieży, ale niestety nie wiem gdzie się teraz znajdują.
Jeśli już zobowiążę się na jakieś zlecenie, zależy mi na tym, żeby swoją pracę wykonać dobrze.
Kurcze, naprawdę chciałabym koleżance pomóc.
Niestety, tak dawno nie bawiłam się w konstrukcję odzieży, że bez podpórki w postaci fachowych materiałów mogę nie dać sobie rady.
Zresztą fajnie, że sobie o mnie przypomniała - w końcu.
Kiedyś na studiach przyjaźniłyśmy się w stopniu lekkim.
Potem, nasze drogi się rozeszły, ale widzę, że nie na zawsze.
W zasadzie to zaczął mieszać mój ex- strasznie nie lubił moich koleżanek i je skutecznie płoszył.
Ale kto ma się ostać, ten ostanie się.
Kiedyś ktoś mi powiedział, że Bóg ma zawsze plan B.
To jest całkiem rozsądna myśl.

Jeszcze jakoś dziwnie się czuję, po złośliwościach minionych dni.
Zastanawiam się nad tym, co takiego irytuje innych we mnie.
Hmm.

Komp

Mam od wczoraj problem z komputerem, na swoje nieszczęście.
I w to momencie, kiedy koleżanka przychodzi do mnie z ciekawą ofertą pracy i do komputera powinnam mieć stały dostęp - muszę poczytać sobie o tych szablonach, wykrojach, itd.
Mimo, że zrobiłam co tylko mogłam, aby go postawić na nogi, nic to nie dało.
Mam wrażenie, że wiedza informatyczna postępuje z taką prędkością, z jaką rozwija się kosmos.
Ja, jak zwykle w tyle :)

I jeszcze jedno

Największym przeciwnikiem pomysłu na czynną modlitwę o ludzi znajdujących się w miejscach, o których wspomniałam dwa posty poniżej był nie kto inny, jak sam pastor...
Po prostu był o to wściekły.

Ripost

Być może pewne rzeczy opisuję w dość chaotyczny sposób.
Jednak nie jestem żadną pisarką.
Być może czasem mogłabym jakiś wątek bardziej rozwinąć, ale chyba nie lubię pisać rozwlekle.
Jest jak jest....
I jest Ok.

Modlitewne tourne

To, że dzisiaj sporo piszę - jak na mnie, to sporo - wynika z czegoś tam.
Po pierwsze nadal jestem rozdrażniona, a po drugie nadal jestem niewyspana.
Raz, że znowu ktoś mi się śnił, a dwa, już sama nie wiem.
Aha. Obudziłam się za wcześnie, z przyzwyczajenia.
A teraz tak:
Jak mi się nie chce do czegoś zabierać, to przynajmniej mogę poudawać, że coś robię.
I tak oto ułomny człowiek, opisze pewną sytuację, w której sam uczestniczył, z braku pomysłów na nudę.
Kiedyś tam:
Kiedyś tam pomyślałam, że zacznę się modlić za newralgiczne miejsca w moim mieście.
Newralgiczne miejsca w moim mieście, to newralgiczne miejsca w innych miastach:
- więzienia
- szpitale
- szkoły
- przytułki
- domy starców
- kościoły
- itd.
Są to miejsca dużych skupisk ludzkich zdanych na łaskę losu, jak to się potocznie zwykło mawiać.
Chrześcijanie - w tym i ja wiedzą, że są to miejsca, w których Diabeł lubi mieszać.
Oto dowód:
"Zaprzęgłam" zborową znajomą do tego żeby ze mną zrobiła tourne po tej dziurze, jaką jest miasto, w którym mieszkamy.
Zaczęłyśmy od szkoły moich dzieci. Jak w każdej szkole, tak i w szkole, do której chodzą moje dzieci czasem świeci Słońce, a czasem pada deszcz.
"Deszcz" i "Słońce" są tutaj tylko metaforami - pominę jednak szczegóły.
Modliłyśmy się może 20 minut, stojąc tuż pod szkołą i chodząc w tę i z powrotem.
Kiedy skończyłyśmy, na niebie rozbłysła piękna tęcza...
Następny cykl wdrożonego w życie planu miał się odbyć w alejkach szpitala psychiatrycznego.
Przyznam, że nie specjalnie mnie ten pomysł kręcił, ale czego się nie robi dla szczytnych idei.
W jednej z alejek po prawej stronie, tuż pod oddziałem numer XYZ zrobiło się nam słabo.
I to obu, naraz.
Najpierw chciałam nawiać, ale to by oznaczało moją przegraną.
Aura tego miejsca była bardzo dziwna. Bardzo przygnębiająca i mroczna.
Zresztą trudno te wszystkie nieciekawe, trudne do wytłumaczenia odczucia, zwykłymi słowami opisać.
Z trudem przeszłyśmy aleje szpitalne wzdłuż i wszerz, szerząc modlitwę, gdzie się tylko da.
Kiedy w dniu następnym znajoma postanowiła mnie odwiedzić w domu, coś w wyraźny sposób chciało jej tę wizytę u mnie uniemożliwić.
Idąc wzdłuż osiedla poczuła silne kopnięcie na swojej łydce. Było na tyle mocne, że się przewróciła na płasko i poharatała rajstopy.
Zrobiła się w nich dziura, a z nogi polała krew.
Kiedy zadzwoniła i mi o tym opowiedziała, zrobiło mi się przykro.
Jak się domyślacie, nie kopnął jej żaden człowiek.
Nikogo tam nie było.
Nikogo.
W owym czasie czułam się dość osamotniona, dlatego pomyślałam, że przez to stracę z horyzontu jeszcze siostrę zborową, którą tak bardzo lubiłam i która w owym czasie bardzo mi pomagała.
Tak się na szczęście nie stało, jednak wiem dzisiaj wyraźnie, że tego typu miejsca - te, w których się modliłyśmy -, a zwłaszcza szpitale psychiatryczne, nie są miejscami, w których działa Boży Duch.
Duchowi, który tam działa nie spodobał się nasz pomysł.
Komu nie podobają się modlitwy??
I jeszcze jedna rzecz: czy ktokolwiek, kiedykolwiek wyszedł z takiego miejsca zdrowy??
Nie piszę o podtrzymaniu funkcji życiowych...

Rower

Rany, jaki ten blog jest różowy.
Jeśli uda mi się odpalić rower, spróbuję pofotografować to, na co na (wiejsko - leśnej) trasie się napatoczę.
Nie wiem jednak, czy powietrze nie poszło z kółek.
Nie ważne.
Może niedługo jakieś fajne zdjęcie tu wrzucę.
Mam nadzieję, że nie będą to słupy elektryczne, ani elektrownie.

https://www.youtube.com/watch?v=7fVdKV

Sieć

Miałam taki czas, że zastanawiałam się nad tym, czy faktycznie pisanie bloga ma sens.
Nie wspominam wcale już o tym, że ktoś, wszystkie dane powrzucane przeze mnie do sieci, skrupulatnie komasuje.
No ale cóż...
W takich dziwnych czasach żyjemy.
Nie zdziwię się, kiedy za 15 lat, trzydzieści, a może 5 ktoś zechce mi chip w tyłek wepchnąć - wraz ze wszystkimi osobistymi moimi pamiętnikami blogowymi - i powie, że to dla mojego dobra i bezpieczeństwa.
Szalę przeważyło jednak słowo, które otrzymałam (mam nadzieję, że) od Pana.
"Poczekaj" odnosiło się do świadectw, które opiszę...właśnie na blogu.
To ryzykowne, że o tym piszę.
Autografu nikt mi przecież nie pozostawił (parafkę mogłabym za to dostać od kogoś innego).
Fajnie by było zrobić relację z cudów dokonanych w moim życiu. Bardzo fajnie.
Jak już coś będzie miało być na tym chipie, to niech to będzie chociaż coś konkretnego.

15 maja 2015

Koleżanka ze studiów

To zabawne, ale już całkiem zapomniałam o tym, że kiedyś chciałam zostać sławną projektantką.
Ach, jakie miałam wtedy marzenia.
Nauczyłam się szyć, jednak moje drogi z igłą i nicią rozminęły się nieco.
Nie tak do końca - prawdziwa miłość przecież nie rdzewieje.
Czasem wyciągam jeszcze maszynę do szycia.
To "czasem" jest poniekąd wymuszonym wyborem.
Wymusza na mnie to "czasem" czas...
Zadzwoniła nagle koleżanka ze studiów.
Przypomniała sobie, że jej kiedyś uszyłam sukienkę.
Podobno bardzo ładną.
Szczerze mówiąc, już nie pamiętam.
Chce żebym dla niej projektowała.
Też ma marzenia.
Co z tego wyjdzie?
Już i bez tego jestem przytłoczona natłokiem obowiązków.
A może jednak warto podjąć wyzwanie?


PL

Czuję się rozdrażniona, dlatego te wiersze piszę.
Drażnią mnie ludzie.
Złośliwości i bezwzględność otaczających mnie obcych.
Na razie tylko tyle.

Dentysta

Ujął mnie kiedyś pewien lekarz - stary dentysta.
Takimi oto słowami: nie wiem.
Tak zwyczajnie, po prostu.
Nie wiedzieć...
Dlaczego to powiedział?
Pewnie nie znał przyczyny bólu,
nie wiem.


Nie potrafię


Wbijać szpilki słowami
Przedrzeźniać czyjś uśmiech
Ranić poglądy i ponad nimi swoje stawiać
Przynależeć do ugrupowań religijnych
To niemożliwe, żeby 100 ludzi
Jednocześnie miało takie same poglądy
Ktoś musi przecież ustąpić
Nie potrafię być przekonywująca
Nie potrafię wielu rzeczy
I nie chcę potrafić
Bardziej może nie chcę
Wciąż się spóźniam ze wszystkim
Nie potrafię nie kochać
I kłamać bardziej

W drodze

Wiedziałam, że nie wyrobię.
Dwa wpisy o tym, że następnym razem coś napiszę, bo teraz  a k u r a t  nie mogę, następny o tym, że będę mniej pisać, bo mnie Pan uczy milczenia i następny dość szybko po poprzednim.
Póki co, zamiast się umyć, odpaliłam komputer i zamiast się ubrać zastanawiam się nad tym czy czyściec istnieje, czy też nie.
Czasem wrzucam na bloga świadectwa - relacje z nieba i piekła min.katolików, oraz protestantów.
Nierzadko różnią się one (nie)znacznie pod względem opisu piekła - jedni widzą czyściec, inni nie.
Ci, którzy opowiadają o czyśćcu, to katolicy.
Nie sądzę jednak, aby ktokolwiek, opowiadając o tym co mu się "przytrafiło" po drugiej stronie, zmyślał.
Jest taki werset, który daje do myślenia:

Mt 5:25-6
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz .


Jednak to czytelnikowi pozostawiam interpretację tych świadectw (jeśli komuś w ogóle chce się odsłuchiwać je, albo czytać) - relacji z nieba i piekła. 
Nie narzucam niczego, nie jestem kaznodzieją.
Dzielę się jedynie tym, co wg mnie na uwagę zasługuje, obok czego nie można przejść obojętnie, a raczej: nie powinno.
Każdy w swoim sercu powinien osądzić: co słuszne, co nie.
No i mały szczegół, o którym zapominać nie wolno: z Biblią w ręku.
Póki co, robi się późno, choć jest bardzo wcześnie.
Pędzę zaraz do piekarni, a potem pędzę cieszyć się majem, po drodze (w biegu) do pracy.
Miłego dnia:)

14 maja 2015

Bzy

Muszę jeszcze coś napisać.
Że już czuję lato w powietrzu. 
Jaskółki tak fajnie popiskują leniwie.
Brakuje tylko jeszcze upałów.
Czasem do szczęścia nie wiele potrzeba.
I nie o upały chodzi, których nie lubię, bo się roztapiam, bo z plasteliny jestem.
Ale o te wszystkie chwile, które mogę na zimę odkładać.
Marzenia, namiastka nieba.

Litery

Nie wiem, czy mi się uda, ale postaram się wpisy robić rzadziej.
Tak, tak. Nie żartuję.
Nie chcę po opublikowaniu wpisu ciągle zastanawiać się nad tym, czy jakichś byków nie zrobiłam, a potem po 100 razy przestawiać w nim literki.
Poza tym ostatnio Pan nauczył mnie tego, że słowa są na wagę... srebra.
Dzisiaj tylko tyle.

12 maja 2015

Pause

Lubię słuchać tych wszystkich świadectw.
Są naprawdę niesamowite.
Nie jestem w stanie dzisiaj wiele pisać - zmęczenie i natłok obowiązków.
Napiszę więcej w następnych dniach...
Marzę o odpoczynku :)
Pozdrawiam.

Piękne świadectwo Bożego uzdrowienia

https://www.youtube.com/watch?v=flO0Aq3qw6c

11 maja 2015

Kwiaty

Dzisiaj nie mam wiele czasu na pisanie
Powiem chociaż tyle, że cudnie jest na dworze
Kwiaty kwitną
I nawet wiosnę polubiłam
A wszystko co dobre
nie przeminie


10 maja 2015

Jest nadzieja

Czy zdarzyło się kiedyś Tobie ugrzęznąć w bagnie?
Ja myślę, że tak
Że każdy w nim siedzi po uszy
I ja, i Ty
I właśnie to do mnie teraz dotarło
Dotarło do mózgownicy
że oboje potrzebujemy Jezusa
I ja i Ty
Naprawdę
Nie pytaj dlaczego
Pomyśl czasem
Tylko pomyśl ...

Rachuba

W miniony piątek uzbierałam pełną kwotę za zakup okularów dla dziecka (na zakup fajnych okularów).
Już pod wieczór okazało się, że 1/3 tej kwoty muszę przeznaczyć na rachunek za wodę.
No cóż. Pomyślałam: poczekam.
W sobotę zadzwonił pan z ogłoszenia, na którym wystawiłam na sprzedaż znaczki.
Dzisiaj przyszedł  kupić je ode mnie.
1/3 kwoty okularów, która poszła na wodę wróciła co do grosza.
Pomyślałam: Pan jest fajny.

Szablon

Wchodzę na blog, a tam coś z szablonem się dzieje - cały panel boczny poszedł na dół.
Nie wiem, czy to błąd na platformie, czy ktoś sobie jaja robi.
U mnie w ustawieniach wszystko ok.
Jest mi przykro, ale mówi się trudno.
Najwyżej będzie krzywy.
Ja nad szatą graficzną bardzo długo pracowałam.
Cały czas ktoś lub coś miesza. :(((

Ps. Nie ważne jak to zrobiłam. Ważne, że już jest ładnie ;)
Ps. 1,5 godziny zeszło dodatkowo.

Niedziela

Dzisiaj niedziela, zatem powinnam się byczyć.
Ale przez natłok zajęć w tygodniu nie wyrobiłam się ze wszystkim.
Jeśli dzisiaj będę się byczyć, to:

- przykleję się do posadzki
- okruchy wejdą mi w tyłek
- do zlewu nie będę mogła nic włożyć, bo tak jest zapchany (niestety nie mam takiej maszynki co sama myje naczynia)
- pranie zostanie w pralce
- dzieci nie dostaną obiadu
- a ja będę wyglądać jak strach na wróble
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
 A 7 dzień miał być dniem dla Pana i dniem relaxu.
 To jest po prostu koan nie do rozwiązania dla zwykłego człowieka.

Dzisiaj tylko tyle

Ech:( Zawsze musi być ładny wpis?

Nienawiść

A to inny, bardzo piękny utwór, tym razem Hanny Banaszak...

https://www.youtube.com/watch?v=dI93JO_jtR8

Sinatra

Piękne, prawda?

https://www.youtube.com/watch?v=6E2hYDIFDIU

Czytelnicy

Obawiam się, że przez to grzebanie w blogu pogubiłam swoich czytelników.
Pokasowało się wszystko, chociaż pierwotnie założenie było inne, związane z pozycjonowaniem, czy jakoś tak, albo inaczej ;)
Tak czy siak, większość tych najciekawszych wpisów sukcesywnie powrzucam w międzyczasie na bloga.
Może swoją działalność twórczą traktuję zbyt serio, ale bloga nie piszę przecież tylko dla siebie.
Już pisałam o tym wcześniej, że kiedy zastanawiałam się nad tym, czy pojawią się nowe tematy na bloga  - nowe świadectwa - otrzymałam słowo "poczekaj".
Ono odnosiło się bezpośrednio do tego co ma pojawić się we wpisach.
Wszystko okaże się po czasie, jednak jestem dobrej myśli (mimo, że nie cierpię internetu i google).
Pozdrawiam i dobrej nocy.
Padam ze zmęczenia.

W toalecie

Przypomniało mi się coś właśnie.
Ok 10 lat temu postanowiłam kilka swoich pobożnych życzeń tyczących się mojego życia, powierzyć Panu.
Nie byłam jeszcze osobą nawróconą, tzn. nie wierzyłam w Jezusa i Jego zmartwychwstanie, jednak wierzyłam w Boga i w to, że nas wysłuchuje*.
Modlitwa przypominała koncert życzeń.
Panie, proszę Cię o:
-
-
-
-
-
- pianino
- podróże
- pracę
- pieniądze
-
-
-
-
- I o:

- "wszystko"- usłyszałam czyjeś wyraźne i głośne słowo, które wcięło się w moje słowa i nagle...
ucichłam.
Nie sądziłam, że faktycznie Ktoś mojej modlitwy słuchał* i w dodatku jeszcze mi na nią odpowiedział!
Zaczęłam się śmiać.
Faktycznie, moja modlitwa przypominała...koncert życzeń.
Przyznam, że od tamtej pory nie modlę się w ten sposób.
Zwracam też dużą uwagę, na dziękczynienie.
Bóg nie jest naszym służącym, ani czarodziejem.
A my nie powinniśmy traktować Go wyłącznie jak osobę, która musi spełniać wszystkie nasze zachcianki.
Całe szczęście, że Bóg ma poczucie humoru!!

Proście, a będzie wam dane

Kiedyś miałam psa - tzn. miałam do czasu aż przejechał go samochód.
Po tym wydarzeniu moja córka wpadła w ogromną rozpacz i "zażyczyła" sobie drugiego psa.
Tak bardzo było mi jej żal, że zgodziłam się, ale jedynie na ratlerka.
Ratlerki są małe i wydawało mi się, że przez to mniej kłopotliwe (?).
Jakiś czas później jedna pani odsprzedała nam swojego malutkiego ratlerka, szczeniaczka, ale potem się rozmyśliła i zabrała go z powrotem.
Niestety, dla córki był to podwójny cios.
Mijały miesiące.
Ratlerków brakowało w ogłoszeniach (tak między prawdą, a Bogiem to sama ociągałam się z zakupem psa, bo wiedziałam, że ciężar wychodzenia z nim na spacery i tak końcem końców spadnie na moją głowę).
Razu pewnego wybrałyśmy się z córką na spacer, do parku.
Po drodze mijałyśmy ludzi, którzy spacerowali ze swoimi pieskami. Córka była bardzo smutna.
Pamiętam, że powiedziała z rezygnacją takie słowa: "ja już nigdy nie będę miała psa".
Odpowiedziałam jej, że będzie miała i że Pan Bóg da jej psa, ale odpowiedniego (poprzedni ciągle uciekał, to taki typ był).
Była bardzo załamana i chyba moje słowa specjalnie nie pocieszyły jej, mimo to idąc cały czas modliła się.
Kiedy zdążyłyśmy przejść przez cały park, mijając po drodze wszelkiego rodzaju maści psów, doszłyśmy do mostku, a tam zobaczyłyśmy biegającego, małego kotka.
Córka odruchowo pogłaskała go, bo kotek przyszedł do niej i zaczął się łasić.
Stało się jednak tak, że kotek nie chciał się już od nas odczepić - zapewne przez to, że go pogłaskała.
Poszedł za nami do domu i mimo, że wcześniej próbowałyśmy go od nas odgonić, nie chciał odejść.
Pomyślałam, że kotek jest czyjś i dlatego wystawiłam go za drzwi. Po prostu bałam się, że go komuś "ukradłyśmy".
Kilka razy jeszcze go wystawiłyśmy za drzwi, jednak wracał do nas za każdym razem, zwykle po jednym dniu - bardzo brudny.
Raz zaprowadziłam go z powrotem na miejsce, na którym go spotkałyśmy (mostek), jednak nie chciał tam zostać. Myślałam, że może ma gdzieś nieopodal swój dom, w którym opłakują go właśnie jakieś dzieci.
Jednak kot chciał u nas zostać, być może i nie miał dokąd wracać.
Pozostał z nami do dzisiaj.
I choć można powiedzieć, że modlitwa nie została wysłuchana według naszej prośby, to jednak została wysłuchana.
Bóg naprawdę zaskakuje, chociaż może zdarzyć się tak, że da nam zamiennik tego o co prosiliśmy - tysiąc razy lepszy zamiennik - kota ;)
Z kotem nie musimy wychodzić na spacery, zostałam jednak poproszona o to, żeby kupić mu smycz.

Podziękowania

Chciałam serdecznie podziękować garstce czytelników, która mój blog odwiedza.
To właśnie dla pojedynczych osób zawiesiłam działalność na tak bardzo ukochanym moim starym blogu (nie ujawniam nazwy tamtego bloga, ponieważ z pewnych względów chcę pozostać anonimowa - tam nie byłam anonimowa).
Jeżeli jakiejkolwiek osobie, moje świadectwa, w jakimkolwiek stopniu pomogą, będę bardzo szczęśliwa.

Na koniec wklejam odpowiedź jaką dzisiaj otrzymałam od redakcji bloga:

Witamy 
Pragniemy serdecznie podziękować Pani za czas spędzony na prowadzeniu bloga na naszej platformie.
Życzymy Pani wszystkiego co dobre !

Pozdrawiamy

Perspektywa

Każdy dzień przynosi bardzo wiele dobrego.
Mozół wychowywania dzieci, mozół robienia zakupów i porządków bez najmniejszych efektów. Mozół zmęczonych oczu i zdartego gardła.
Bolących uszu od wysłuchiwania pyskówek.
Usłyszałam niedawno "szczęściara".
Powiedziała mi to osoba, która o zdrowym dziecku może jedynie pomarzyć.

Bycie Chrześcijaninem

zdecydowanie nie jest sprawą prostą.
Jeżeli chodzi o nudę, to o to się martwić nie muszę.
Chrześcijanie zwykle kojarzyli mi się z nudziarzami.
Zresztą, znam kilku takich.
Jakby kij połknęli.
Na wszystko gotowe odpowiedzi, zwykle bardzo nabożne.
I bardzo dobrze.
Ja raczej sama przypominam kij.
Lekko nadłamany.
I ciężko czasem przyjąć do wiadomości, że Bóg takich ludzi nie usuwa ze swojej ścieżki.
A ludzie oczekują fajerwerków.
Jeśli odstajesz od reszty, bo dajmy na to: masz trudne dni, to burzysz wizerunek innych.
Najważniejsze jest to, żeby być prawdziwym.
Najlepszym papierkiem lakmusowym byłaby  przymusowa podróż do Iraku, albo Arabii Saudyjskiej.
I tyle w temacie.
(parę dni temu)

Wiara

Parę słów o mojej wierze...
Nie jestem zrzeszona w żadnej organizacji, nie chodzę do kościoła.
Przed paroma laty nawróciłam się w kościele protestanckim.
Jakiś czas odwiedzałam też kościół zielonoświątkowy, jednak moje wizyty na coniedzielnych nabożeństwach były niesystematyczne.
Za to właśnie solidnie mi się oberwało, jak i za to, że po pracy nie chciałam przychodzić na nauki przygotowujące mnie do chrztu.
Nie mogłam przychodzić, ponieważ musiałam z dziećmi lekcje odrabiać, oraz chciałam spędzić po całym dniu nieobecności, choć trochę czasu z rodziną.
Poza tym, nie podobało mi się w kościele odbieganie od zdrowych nauk Chrystusa - znacznie, lecz niezauważalnie.
Bardzo nie lubię, kiedy łączy się Chrześcijaństwo z psychologią, na którą tak uczulona jestem.
I choć zdaję sobie sprawę z tego, że psychologia zawiera w sobie wiele mądrości - np. psychologia poznawcza, która zajmuje się procesami poznawczymi jest kierunkiem stricte naukowym - ale jeśli traktować ją jako całość, to jest błotem.
Niewiele różni się od filozofii New Age, która nie dość, że nie uchroniła mnie przed piekłem, to jeszcze pomogła mi się tam dostać (prawie na całe szczęście).
Nie podoba mi się także gadanie w zborach o tym szaleńcu Benny Hinnie. 
Jeśli jeszcze nie słyszałeś o słynnym kaznodziei, to proszę obejrzyj filmik z nabożeństw, na których uzdrawia chorych.
Czasami miłość do Chrystusa zamienia się w fanatyzm, a niekiedy w idealizowanie siebie, w idealizowanie kościoła i ludzi w nim zgromadzonych (ale nigdy poza nim).
Wkrada się pycha i zamiłowanie do osądzania.
Wycofałam się - wg niektórych osób, to droga prowadząca na pohybel.
Jednak nie oznacza to, że zrezygnowałam z Boga.
Wręcz przeciwnie.
Coraz bardziej mnie zadziwia i ... coraz bardziej pochłania.
Na razie cenię sobie prywatną relację, w której drugi człowiek nie bruździ.
Być może kiedyś się to zmieni, tzn. mam nadzieję, że znajdę swoje miejsce w jakimś kościele.
W chwili obecnej i tak zbyt dużego wyboru w tej kwestii nie mam.
W katolickim też nie czuję się najlepiej. Ale o tym kiedy indziej.
Pozdrawiam!

kwiecień 2015r.

Białe auto


Historia miała miejsce około roku 1995, a może ciutkę wcześniej.
W każdym bądź razie było to ok. dwa do trzech lat przed śmiercią taty.
Rodzice wybrali się autem w dość daleką podróż (wówczas jeździli po towar do Poznania).
Niestety warunki atmosferyczne były bardzo niekorzystne - to z uwagi na porę roku.
Droga była oblodzona, padał śnieg, co oznaczało stan wysokiego zagrożenia, zwłaszcza w lasach na nieodśnieżonej jezdni.
Gdzieś w połowie trasy, kiedy rodzice już wracali do domu, samochód wpadł w poślizg, po czym wjechał pomiędzy słup wysokiego napięcia.
Przewrócił się bokiem w ten sposób, że lewe koła - przednie i tylne - uniosły się do góry.
Samochód opierał się jedynie o słup wysokiego napięcia swoją prawą częścią.
Rodzice mogli z samochodu swobodnie wyjść, jednak wydostać pojazd spod słupa było rzeczą niemożliwą (przeciętnie auto osobowe waży od jednej do dwóch ton).
W pewnym momencie nadjechał w ich kierunku biały samochód, który zatrzymał się nieopodal nich (w odległości ok. kilkunastu metrów).
Wysiedli z niego dwaj panowie w białych garniturach (buty również mieli białe), po czym podeszli do rodziców i zaoferowali swoją pomoc w wydostaniu zablokowanej maszyny.
Wg relacji mamy mężczyźni byli bardzo uprzejmi, oraz wyjątkowo "piękni".
Mama mówiła, że urodą przypominali aktorów filmowych.
Przy ich pomocy udało się wyciągnąć spod słupa samochód - wręcz z ogromną lekkością.
Auto jakby unosiło się w powietrzu powodowane jakąś nieznaną siłą.
Kiedy samochód został doniesiony z powrotem na jezdnię, mężczyźni zapytali rodziców o to, czy mogliby im jeszcze w jakiś sposób pomóc.
Rodzice stwierdzili, że nie ma takiej konieczności.
Mama jeszcze zauważyła, że jeden z ów tajemniczych panów poplamił sobie garnitur i z zakłopotaniem wskazała na plamę.
Ten tylko odparł uprzejmie "nic się nie stało".
Pożegnali się i odjechali.
Przyznam, że mama co jakiś czas powracała do tego wydarzenia i niejednokrotnie opowiadała mi o nim.
Nigdy jednak nie zastanawiałam się nad tą historią, gdyż nie dostrzegałam w niej nic szczególnego.
Być może dlatego, że kiedy ktoś dużo mówi, to czasem lubię się wyłączać :)
Jakieś dwa lata temu, przed Świętami Bożego narodzenia zadzwoniła do radia pewna pani, która opowiedziała o bardzo podobnym wydarzeniu. Miało ono miejsce równie dawno temu, zimą.
Opowiadała o karambolu, o oblodzonej jezdni i o tym, że jej samochód wpadł do rowu, kiedy to z pomocą nadjechał biały samochód - tym razem z czterema panami w białych garniturach.
Z niebywałą lekkością pomogli przenieść na drogę auto, które uległo wypadkowi.
Wg relacji tej kobiety byli to aniołowie.
Mama słuchała radia i nie wierzyła własnym uszom.
Po latach usłyszała przez przypadek podobną historię, opowiedzianą przez całkiem nieznaną jej osobę.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że mój św. pamięci ojciec był ateistą, a swojej mamy z pewnością nie mogę nazwać osobą pobożną, ani też osobą skłonną do fantazjowania - do życia podchodzi bardzo racjonalnie.

Interpretację wydarzenia pozostawiam czytelnikowi.
sobota 02 maja 2015 r.

Mocne świadectwo

https://www.youtube.com/watch?v=EHGdScqLlxc&list=PL_RzR3XzM96UkAQTHMWjPuAisU7Xg5q3a&index=17

Ulica i dom

Nieznośna jest ta cisza
Można ją zagłuszać na różne sposoby
Papieros, alkohol, nowy ciuch
Wszystko to po to, żeby załatać
Te miejsca, w których brakuje ciepła, miłości
Najgorszą ze zbrodni jest odebrać człowiekowi nadzieję
Mijałam na ulicy pewną parę
Kobieta o kruczoczarnych włosach już wczoraj zwróciła moją uwagę
Pomyślałam: za ładna jak na takiego drania
Dzisiaj mijałam ją ponownie
Dopiero teraz zauważyłam, że ma obłęd w oczach 
Na mój widok splunęła
Zrobiła taki ruch
Jakby chciała się na mnie rzucić
Udawałam, że jej nie widzę
Być może nie zaznała nigdy Miłości
Być może
Jednak
Nie warto się poddawać

środa 25 marca

Cisza

Jest wcześnie rano
Za niedługo wychodzę do pracy
Ciężko czasem zapomnieć
Jeśli przemierza się te same ścieżki
Wciąż te same ścieżki
Można by zmienić trasę
Ale to też nie pomoże
Pamięci przecież nikt nie wymaże
Drogi, które przemierzam każdego dnia
Magiczne odcinki niekończącej się opowieści 
Opisałam w swoich utworach
Nie wiem jednak, czy będę miała okazję zagrać je adresatowi
A Pan milczy
Wciąż milczy
Wieczorem zrobię podsumowanie dnia

Wtorek 24 marca

Pytania do Boga

Czuję się zadziwiona i zaskoczona tym, kiedy widzę jak wiele dobrego Bóg dla mnie uczynił.
Dopiero, kiedy mogę poczytać swoje notatki, które poczyniłam na blogu, wiem jak często Bóg był przy mnie. Ochraniał, prowadził, podsyłał właściwych ludzi, oraz rozwiązania.
A to nie wszystko. Nie o wszystkim napiszę. 
Czasem dopada mnie jednak smutek. Czasem ogarnia bezradność.
Niedawno byłam świadkiem czyjejś śmierci. Powolnego, bolesnego umierania.
Kiedyś Bóg w mojej uporczywej, długoletniej ( w moim mniemaniu ) modlitwie odpowiedział dopiero wtedy kiedy zmieniłam prośbę... na mniej satysfakcjonującą.
Odpowiedział słowami.
Wielce byłabym szczęśliwa gdybym mogła pogadać sobie z Panem twarzą w twarz.
Tak zwyczajnie. Bez monologu.
Wyjaśnić parę rzeczy, rozwiać niejasności.

Baczcie na to o co prosicie...


Niedziela 22 marca
Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.