29 maja 2015

Sól


Dzisiaj miałam dzień piękności.
Rzęsy opatrzyłam henną (po to żeby nie musieć używać tuszu), a włosy farbą do włosów.
Z dietą na razie idzie jak po grudzie, ale nie ma co się dziwić.
Do lata jeszcze kilka dni przecież pozostało ;)
Jednak to nie jest tak do końca, że żyję tylko próżnościami.
Czasem pozwalam sobie na zwykłe drobiazgi, ludzkie umilacze.
Z bardziej obiecujących nowin dopowiem tylko tyle, że zaczęłam na nowo zaglądać do Biblii.
W końcu, w końcu, dopiero.
Po raz drugi natknęłam się na wersety o świeczniku i wietrzejącej soli (wczoraj po raz pierwszy - w innej Biblii).
Naprawdę czuję, że potrzebuję odbudowania głębokiej relacji z Bogiem.
Przecież jestem solą, a ja sobie daję wciskać kity, że jestem po to, żeby musieć robić 1001 niepotrzebnych rzeczy na minutę i... zapominać o swojej prawdziwej naturze.
O powołaniu.
Nienawidzę tego świata - i bardzo dobrze.
Kiedy czytam Pismo Święte coraz bardziej dociera do mnie, że nie jestem z tego świata.
Nie wiem jednak dlaczego pozwalam sobie czasem na "skoki w bok".
To oczywiście taka metafora, dlatego wzięłam słowa w cudzysłów.
Wiele szkody wyrządzili mi ludzie, którzy z założenia mieli pomagać.
Ech, faryzeusze.
Ja teraz przez nich kuśtykam.
Jednak nie czas się zatrzymywać na ubolewaniu, nie czas się nad sobą roztkliwiać.
Jest wyjście, jest droga, nie kręta, ale prosta.
Jest wyjście z zamętu i ze spustoszenia - tak.
Ten zamęt ze szczegółami został opisany w Biblii.
Wiele nauk ucho łechce.
Większość ludzi cały czas kłamie.
Po co słuchać kłamstw?
Trzeba mierzyć wysoko, jesteśmy cenni.
Bardzo cenni.
Odkupieni krwią Jezusa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.