10 maja 2015

Białe auto


Historia miała miejsce około roku 1995, a może ciutkę wcześniej.
W każdym bądź razie było to ok. dwa do trzech lat przed śmiercią taty.
Rodzice wybrali się autem w dość daleką podróż (wówczas jeździli po towar do Poznania).
Niestety warunki atmosferyczne były bardzo niekorzystne - to z uwagi na porę roku.
Droga była oblodzona, padał śnieg, co oznaczało stan wysokiego zagrożenia, zwłaszcza w lasach na nieodśnieżonej jezdni.
Gdzieś w połowie trasy, kiedy rodzice już wracali do domu, samochód wpadł w poślizg, po czym wjechał pomiędzy słup wysokiego napięcia.
Przewrócił się bokiem w ten sposób, że lewe koła - przednie i tylne - uniosły się do góry.
Samochód opierał się jedynie o słup wysokiego napięcia swoją prawą częścią.
Rodzice mogli z samochodu swobodnie wyjść, jednak wydostać pojazd spod słupa było rzeczą niemożliwą (przeciętnie auto osobowe waży od jednej do dwóch ton).
W pewnym momencie nadjechał w ich kierunku biały samochód, który zatrzymał się nieopodal nich (w odległości ok. kilkunastu metrów).
Wysiedli z niego dwaj panowie w białych garniturach (buty również mieli białe), po czym podeszli do rodziców i zaoferowali swoją pomoc w wydostaniu zablokowanej maszyny.
Wg relacji mamy mężczyźni byli bardzo uprzejmi, oraz wyjątkowo "piękni".
Mama mówiła, że urodą przypominali aktorów filmowych.
Przy ich pomocy udało się wyciągnąć spod słupa samochód - wręcz z ogromną lekkością.
Auto jakby unosiło się w powietrzu powodowane jakąś nieznaną siłą.
Kiedy samochód został doniesiony z powrotem na jezdnię, mężczyźni zapytali rodziców o to, czy mogliby im jeszcze w jakiś sposób pomóc.
Rodzice stwierdzili, że nie ma takiej konieczności.
Mama jeszcze zauważyła, że jeden z ów tajemniczych panów poplamił sobie garnitur i z zakłopotaniem wskazała na plamę.
Ten tylko odparł uprzejmie "nic się nie stało".
Pożegnali się i odjechali.
Przyznam, że mama co jakiś czas powracała do tego wydarzenia i niejednokrotnie opowiadała mi o nim.
Nigdy jednak nie zastanawiałam się nad tą historią, gdyż nie dostrzegałam w niej nic szczególnego.
Być może dlatego, że kiedy ktoś dużo mówi, to czasem lubię się wyłączać :)
Jakieś dwa lata temu, przed Świętami Bożego narodzenia zadzwoniła do radia pewna pani, która opowiedziała o bardzo podobnym wydarzeniu. Miało ono miejsce równie dawno temu, zimą.
Opowiadała o karambolu, o oblodzonej jezdni i o tym, że jej samochód wpadł do rowu, kiedy to z pomocą nadjechał biały samochód - tym razem z czterema panami w białych garniturach.
Z niebywałą lekkością pomogli przenieść na drogę auto, które uległo wypadkowi.
Wg relacji tej kobiety byli to aniołowie.
Mama słuchała radia i nie wierzyła własnym uszom.
Po latach usłyszała przez przypadek podobną historię, opowiedzianą przez całkiem nieznaną jej osobę.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że mój św. pamięci ojciec był ateistą, a swojej mamy z pewnością nie mogę nazwać osobą pobożną, ani też osobą skłonną do fantazjowania - do życia podchodzi bardzo racjonalnie.

Interpretację wydarzenia pozostawiam czytelnikowi.
sobota 02 maja 2015 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.