Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bóg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bóg. Pokaż wszystkie posty

17 lipca 2016

Talenty

Tak na marginesie, to jestem pod wielkim wrażeniem ludzi, którzy dla wiary, w trosce o życie innych, wszystkie swoje talenty jakie posiadają używają po to, aby głosić Ewangelię. Głosić Jezusa i Jego zmartwychwstanie.
Są to aktorzy, którzy grają w filmach chrześcijańskich.
Są to muzycy, którzy grają muzykę chrześcijańską.
Pisarze, którzy piszą chrześcijańskie książki.
Piosenkarze, którzy używają swojego głosu aby wysławiać imię Jezus.
Są to ludzie, którzy ponad swoje dobro kładą na pierwszym miejscu dobro innych.
Być może nie zawsze, być może nie są w tym wszystkim doskonali.
Ale jest to piękne. Jakże niemodne.
Życie jest takie kruche. Ulotne jak atrament.
Jestem na początku swojej drogi jako muzyk amator.
Gram na pianinie, albo grałam kiedyś.
Ściągnęłam wczoraj specjalny program do mixowania muzyki. Dopiero zaczęłam go rozkminiać.
Nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie.
Jeśli Bóg mi nie pomoże, jeśli Mu swoich umiejętności nie powierzę, nic z tego nie wyjdzie.
Nie ułożę piosenki na mixserze, nie przeniosę gotowych już kawałków z keyborda.
A nawet jeśli.
Będzie to tylko sztuka dla sztuki. Jeśli sztukę w ogóle będzie przypominać.
"Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane"
Mat. 6,33.

Film "Armagedon"

Wklejam link do chrześcijańskiego filmu.
Z perspektywy tego co mówi na temat dni ostatecznych Biblia, ale też z perspektywy dzisiejszych wydarzeń film nabiera innego wymiaru.
A jest to produkcja z 2009 roku.
Polecam.
https://youtu.be/LOwkU07ncS8

12 lipca 2016

...

To jest coś takiego, że ty jesteś nie w porządku, a ktoś, w stosunku do ciebie, jest bardzo w porządku.
I wtedy czujesz się taki zależny. Masz tylko ogrom wdzięczności i niczego już nie możesz dać w zamian. Bo masz tyle na sumieniu... Robi się czasem tak po prostu głupio i wstyd.
Nie dość, że ci nikt nie dał w twarz, albo wtedy też, kiedy niczego złego nie zrobiłeś. Po prostu sobie cicho siedziałeś i czekałeś.
W takich momentach poznaje się przyjaciół.
To tak jakbyś dostawał prezenty za to tylko, że jesteś.
Dzieci dostają prezenty.  I to obojętnie czy na nie zasługują, czy nie. 
Dzieci się kocha, bo są dziećmi. Bo są nasze.
Bóg nas kocha, a my jesteśmy Jego dziećmi.

30 marca 2016

Modlitwa wysłuchana

Mili Państwo
Chciałam Wam złożyć życzenia świąteczne, ale miałam problem z routerem, więc i połączenie z internetem było niemożliwe.
Życzę zatem wszystkim szczęścia, pomyślności i wszystkiego co dobre; spokoju, bliskości z Bogiem, pełni miłości i wytrwałości.
Teraz, po świętach - myślę że każda okazja do składania sobie życzeń jest dobra.

Zastanawiałam się wczoraj nad modlitwami, które są "niewysłuchane" przez Boga.
Wzięłam słowo w cudzysłów, ponieważ to, żeby Bóg nie słyszał, czy tak jak napisałam: nie wysłuchiwał naszych modlitw jest rzeczą niemożliwą.
Przewertowałam kilka artykułów w internecie w poszukiwaniu informacji - byłam ciekawa co na ten temat mają do powiedzenia inni chrześcijanie - po czym doszłam do wniosku, że nie jestem sama w swoich poszukiwaniach.
Brak odpowiedzi na modlitwę bywa trudnym doświadczeniem, które może postawić naszą wiarę pod znakiem zapytania.
Bywa, że przez wiele miesięcy możemy modlić się o jakąś sprawę, a czasem nawet i lat.
Nie wiem, czy brak odpowiedzi w postaci spełnienia naszej modlitwy oznacza odpowiedź negatywną - w tym rozumieniu przeczącą.
A co np. jeśli modlimy się o jakąś ciężko chorą osobę i ta osoba mimo naszych modlitw nadal jest bardzo chora? Czy to oznacza, że powinniśmy zaprzestać naszej modlitwy?
W tym miejscu przypomina mi się biblijna przypowieść o natrętnym przyjacielu.

Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać”. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci są ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. Łk, 11, 5-8 

Albo o natrętnej wdowie:

Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. I Pan dodał: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

Sama często bywałam jak ten natrętny przyjaciel, czy też natrętna wdowa.
I bynajmniej nie mówię tu tylko o modlitwie, ale o postawie życiowej, dzięki której mogłam coś "ugrać".
A jeżeli modliłam się o coś latami i ... nie działo się nic - przynajmniej w moim rozumieniu -, zwykle pojawiał się ból. Ból i żal, ale nie tyle z powodu sytuacji, o którą się modliłam i która mimo moich usilnych modlitw nie uległa zmianie, ale z powodu milczenia Boga.
Myślę, że milczenie Boga jest często jedynym z najtrudniejszych doświadczeń, które może dotknąć chrześcijanina.
Biblijny Zachariasz (ojciec Jana Chrzciciela) modlił się o syna do późnej starości.
Jego żona była już bardzo starą kobietą kiedy zaszła w ciążę.
Ich modlitwa trwała kilkadziesiąt lat zanim otrzymali to, o co prosili Boga.
Zachariasz najwidoczniej stracił wiarę w to, że kiedykolwiek zostanie wysłuchana, bo kiedy spotkał Anioła, który zapowiedział narodziny syna, nie uwierzył mu.

To, czy nasza modlitwa jest zgodna z wolą Boga powinniśmy omawiać z Bogiem, w modlitwie.
Biblia winna być naszym kompasem. Wówczas i modlitwa znajdzie swój właściwy kierunek.
Z takich, czy z innych przyczyn Bóg może odwlekać jej spełnienie.
U Boga wszystko ma swój czas, ma On też pełną i doskonałą perspektywę naszego życia, a także i życia innych ludzi, którzy w nasze życie są w jakiś sposób wpleceni (albo i nie).
Pełną perspektywę wszystkich wydarzeń.
Bóg z czasem - może to być nawet bardzo długi czas - objawi nam swój doskonały plan dla naszego życia. Zrozumienie może pojawić się  dużo później. Pojawią się nowe doświadczenia, słowa natchnione przez Ducha Świętego, czasem wypływające z ust innych ludzi.
Czasem to właśnie nasze modlitwy wymagają uzdrowienia. Nie mówię o modlitwach o zdrowie, pracę, męża, dziecko, bezpieczeństwo, zapewnienie podstawowych potrzeb życiowych, czy inne ważne dla naszego życia rzeczy.
Piszę o takich wyborach, które nas samych unieszczęśliwiłyby po jakimś czasie, mimo, iż dzisiaj niekoniecznie zdajemy sobie z tego sprawę.
Ale to, czy modlitwa jest zgodna z wolą Boga, czy też nie - bo jej dopełnienie jest np. kwestią czasu -  wymaga dyskusji, w modlitwie, właśnie z Panem Bogiem.
I pokory, żeby umieć przyjąć to co przygotował dla nas Pan Bóg, a nie to przy czym tak się upieramy.

14 lutego 2016

Słowo Życia

Kilkanaście dni temu udało mi się znaleźć w piwnicy "nowy" egzemplarz Biblii.
Jest to wydanie z 1989 roku. Przekład jest inny niż wszystkie, które do tej pory poznałam.
Przede wszystkim Biblia jest tutaj napisana językiem bardzo prostym, stąd i zrozumiałym dla ludzi żyjących w dzisiejszych czasach.
Wszelkie archaiczności zostały zastąpione współcześnie używanymi słowami.
To co do tej pory wydawało mi się niejasne nagle rozwiało się jak wielka chmura.
Jak widać nie wszystkie Biblie odnalazłam w piwnicy.
Kiedyś uratowałam (nieświadomie) kilka egzemplarzy Biblii, wydobywając je ze sterty innych książek tuż przed zalaniem piwnicy.
http://potyczki-z-wiara.blogspot.com/2015/07/niezbedny-minimalizm.html
http://potyczki-z-wiara.blogspot.com/2015/07/iga-w-stogu-siana.html 
  
Przepiszę zatem z nowej Biblii fragment, który otworzyłam, można by rzec, ot tak, chaotycznie.
Mam nadzieję, że kogoś zainspiruje, napełni Duchem Świętym, pomoże, albo/i wskaże właściwą drogę.

Teraz, bracia, żeby nie było już więcej nieporozumień, wyjaśnię sprawę wyjątkowych uzdolnień, jakich każdemu z nas udziela Duch Święty.
Pamiętajcie, że przed nawróceniem chodziliście od jednego bożka do drugiego, a żaden z nich nie potrafił powiedzieć ani słowa.
Teraz zaś stykacie się z ludźmi przez których, jak twierdzą oni sami, przemawia Duch Boży.
Jak można poznać, czy ich słowa pochodzą od Boga, czy też są zmyślone?
Wiedzcie, że żaden człowiek przemawiając w mocy Ducha Bożego nie może  przeklinać Jezusa, ani nikt, jeśli nie pomoże mu Duch Święty, nie nazwie Jezusa Panem.
Bóg obdarza nas różnego rodzaju wyjątkowymi uzdolnieniami, ale wszystkie one pochodzą z jednego źródła - od Ducha Świętego.
Różne są rodzaje Bożej służby, ale Pan, któremu służymy, jest ten sam.
Rozmaicie działa Bóg w naszym Życiu, ale tę pracę w nas i przez nas wykonuje zawsze ten sam Bóg.
Przez każdego z nas Duch Święty okazuje moc Bożą w celu utwierdzenia wszystkich wierzących.
Jednemu Duch Święty daje zdolność udzielania mądrych rad; drugi od tego samego Ducha otrzymuje zdolność wnikliwego rozeznania różnych spraw.
Jednemu Duch udziela wyjątkowej wiary, a innemu znów mocy uzdrawiania chorych.
Niektórym daje moc czynienia cudów, a innym zdolność prorokowania.
Ktoś inny otrzymuje zdolność rozpoznawania złych duchów, które mogą działać w człowieku.
Ktoś potrafi mówić obcymi językami, których się nigdy nie uczył, a inni choć również nie znają tych języków, otrzymują zdolność przekazania treści tego, co zostało powiedziane.
Tych wszystkich darów udziela Duch święty, rozdzielając je nam wszystkim według własnego uznania.
(Pierwszy Kor. 12, 1-12)             

30 stycznia 2016

Psychologia i Kościół


Podsyłam link do książki na temat zwodniczej natury psychologii.
Warto przeczytać i przeanalizować to o czym piszą autorzy.
Warto skonfrontować tę myśl z nauką Słowa Bożego.
Osobiście - polecam.
Pozdrawiam.

 http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3

Plan jest w toku

Odebrałam właśnie z reklamacji swoje buty firmy Nike.
Niestety odpowiedź była odmowna, ze względu - jak to wyjaśniono na piśmie - "najprawdopodobniej" niewłaściwego użytkowania obuwia.
To są buty do biegania, w których po 3 tygodniach chodzenia starły się zapiętki.
A ja w tych butach nawet nie biegałam, bo za ślisko było na dworze.

Poza tym zabrałam się (w końcu) za czytanie Pisma Świętego.
Zdarza się, że wybieram do tego mało odpowiednie miejsca, np. łazienkę.
Co ciekawe, Bóg olśniewa mnie swoimi odpowiedziami - i wcale nie w postaci słów - w mało przeznaczonych do czytania Biblii miejscach.
Czytałam o śmierci Mojżesza (Piąta Księga Mojżeszowa 34).
I coś bardzo mnie w tym tekście poruszyło, coś mnie ujęło: to, że Bogu nic nie umyka.
Że my, ludzie, patrząc na cały ten cały bałagan świata w okół siebie, myślimy że Bóg zapomniał do nas zaglądać (nie zamierzam tutaj wymieniać wszystkich okropieństw, które czasem dobiegają moich uszu, albo tych, które mnie kiedyś spotkały; wszyscy przecież żyjemy na tym samym świecie, wśród... podobnych nam ludzi).
Że jeśli faktycznie "stąpamy po Bogu", to nawet nie to, że Mu nic z tych rzeczy, które nas spotykają nie umyka.
Obojętnie, czy ktoś w Boga wierzy, czy nie, to Bóg ma kontrolę nad wszystkimi wydarzeniami.
Rejestruje wszystko, jest obecny wszędzie i każde, nawet złe wydarzenie wynikające z łamania Woli Bożej wepnie w swój doskonały plan - z ostatecznym zakończeniem, które zaplanował dla - także dla nas.
Czytając Piątą Księgę Mojżeszową 34 zrozumiałam coś jeszcze.
Że jeśli zawierzymy Bogu swoje życie, wszystkie swoje doświadczenia, to mimo zmyłek, które rzuca nam pod nogi Szatan, a czasem nasz zbłąkany umysł, On cały czas swój plan realizuje.
W nas, obok nas, poprzez ludzi, których spotykamy, poprzez "przypadkowe" wydarzenia, w których uczestniczymy jest obecny w każdym calu, milimetrze naszego życia, w każdym oddechu.
Nawet jeśli zły pokrzyżuje nam nasze drogi, Bóg je poskłada.
Inną trasą dojedziesz do tego samego celu.

27 stycznia 2016

Oparcie

Uwielbiam deszcz za oknem.
Teraz pada taki drobny, kapuśniaczek...
To w sumie dobrze, jest przecież zima. Inaczej moglibyśmy zmarznąć za bardzo.
Amplitudy temperatur o tej porze roku są bardzo duże. Licząc czas od ubiegłego miesiąca (koniec grudnia) różnica pomiędzy minimalną wartością, a maksymalną wynosi aż trzydzieści stopni.
Zmiany w pogodzie są bardzo gwałtowne i trudno na razie mówić o globalnym ociepleniu klimatu.
Pogoda co jakiś czas płata nam jednak figla.
Ja pomału idę do przodu, na razie jestem na etapie poszukiwania pracy i dokonywania drobnych zmian w życiu.
Żyję oszczędnie, dzięki czemu parę kilo schudłam.
Bywa, że nawet trudne sytuacje są zapleczem do dokonywania się w naszym życiu dobrych i ważnych zmian.
Nigdy nie wiemy co przyniesie nam przyszłość.
Jeśli mamy oparcie w Bogu, wszystko się jakoś ułoży.

19 stycznia 2016

Pióro

Dla osoby, która nie potrafi posługiwać się piórem blog jest idealnym miejscem do tego, aby tym piórem nie nauczyć się posługiwać nigdy. Jest też idealnym miejscem do tego żeby pisać.
Tak, chyba lubię pisać.
Pisanie odpręża mnie i w jakiś sposób pomaga wyrazić siebie.
Przyszła mi do głowy wczoraj taka myśl, żeby na pisaniu spróbować zarobić.
Są w internecie różne strony, na które można wrzucać swoje teksty celem odsprzedania ich komuś innemu.
Nie wiem czy potrafię pisać na zamówienie, ale najpierw mogłabym spróbować pisać na tematy, które same urodzą się w mojej głowie.
Nie ma co ukrywać: najbardziej lubię pisać o Bogu i na tematy związane z wiarą.
Obawiam się jednak, że tego typu materiały nie nadają się na sprzedaż.
Jak siebie znam, to i tak będzie mi żal nie wrzucić ich na bloga i nie ubogacić go o nowe treści.
Zresztą mniejsza o to, co będę pisać i czy w ogóle się za to zabiorę.
Wnioski które nasuwają mi się w trakcie przygotowywania tego wpisu są już i tak bardzo budujące.
Nie potrafię żyć bez Boga.

13 stycznia 2016

Zaprawa

Czuję się dzisiaj nieswojo.
I to nawet bardzo.
Wciąż przecieram oczy ze zdumienia nad ludźmi, którzy tak fajnie prezentują się na początku znajomości.
Zwłaszcza wtedy, kiedy jest się im potrzebnym.
Niestety prawdziwe oblicze ludzi poznajemy dopiero wtedy, kiedy nie jesteśmy im już potrzebni.
Prawda o ludziach nie omija kołem żyjących szczytnymi ideami pomagania innym (i całemu światu), oświeconych, oraz tych, którzy nazywają siebie... innymi od innych. Bo są uczeni, bo zebrali tytuły, wszystkie klucze, zdali egzamin z doskonałości.
No cóż. Jak zwykle Bóg miał rację.
Nadal ma.

A teraz strzelę sobie w piętę.
Dzisiaj wysłałam pakiet startowy do fundacji DKMS.
Czuję w kościach, że mam gdzieś genetycznego bliźniaka.
To pierwszy krok, który w perspektywie może oznaczać wiele następnych kroków.
Sprawa jest symboliczna.
Trza pomóc? Trza.
Bardziej się boję jutrzejszej wizyty w UP niż tych wszystkich szpitalnych analiz.
Znikam - chcę być szybsza od bloggera (kilka razy skasowały się moje wpisy).

5 stycznia 2016

Miałam dzisiaj piękny sen

Śnił mi się Jezus. Powrócił na Ziemię aby zebrać swój lud.
Stał na skale, a ta skała znajdowała się wysoko, na górze.
Tam czekał na ludzi, którzy mieli przypłynąć do niego z nurtem bardzo krętej rzeki.
Zanim wskoczyłam do rzeki, aby popłynąć z jej prądem do Jezusa przypatrywałam się ludziom, którzy wzdłuż tej rzeki stali.
Były to osoby z mojej rodziny, znajomi, oraz nieznajomi.
Spośród wszystkich zebranych tylko kilkoro rozpoznało Jezusa.
Znajdowali się tam też moja mama, oraz dziadek.
Niestety oni również byli ślepi (duchowo) i tylko tępo patrzyli się przed siebie.
Czułam się bardzo szczęśliwa, że na własne oczy mogłam zobaczyć Jezusa i że On był taki realny i rzeczywisty, dlatego z tej radości zaczęłam głośno do dziadka wołać, że Jezus przyszedł.
Wołałam tak kilkakrotnie, jednak Jezus nakazał mi zaprzestać. Wytłumaczył, że dziadek i tak Go nie zobaczy (nie dostrzeże).
Potem wskoczyłam do rzeki i popłynęłam z jej nurtem ku Jezusowi, który już na mnie czekał.
Stał przy nim duży, prosty krzyż.
Jezus pochwycił mnie, a potem błogosławił kładąc jedną rękę na mojej głowie.
Stałam na skraju przepaści, jednak nie zwracałam na nią uwagi, gdyż nie odczuwałam strachu.
Czułam się bezpiecznie. Można powiedzieć, że tak jak u ojca w ramionach, jednak to było znacznie piękniejsze. Wiedziałam, że teraz On dba o moje bezpieczeństwo.
Pan Jezus trzymając rękę na mojej głowie bardzo głośno śmiał się patrząc w stronę Nieba i mówił, że teraz będziemy razem już na wieki.
Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, a po przebudzeniu zdumiona, że Jezus ze spotkania ze mną... także jest bardzo szczęśliwy.

3 stycznia 2016

Kilka słów o nawróceniu

Nawróciłam się ponad sześć lat temu.
I można by powiedzieć, że to było siedem lat temu, jednak moje życie - a ściślej mówiąc postępowanie - w ogóle nie świadczyło o przemianach, które dokonują się w takich momentach w sercu człowieka.
Siedem lat temu rozpoczął się dość trudny okres w dziejach mojego życia, a wydarzenia, które wtedy miały miejsce całkowicie zaabsorbowały moją uwagę i odsunęły od Boga, do którego ledwo zdążyłam przylgnąć - choć to i tak zbyt mocne słowo.
Rok później byłam już na tyle połamana, żeby zrozumieć, że przez życie nie mogę iść w pojedynkę.
Pewnego dnia, kiedy siedziałam na ławce w parku, przyszła do mnie myśl, aby poprosić znajomą o Biblię.
Wysłałam do niej sms, na który dość długo nie odpowiadała.
Zrobiło mi się trochę głupio, wszak była niedziela - dzień wolny od pracy - i pomyślałam, że odpoczywa, albo po prostu spędza wolny czas z rodziną.
Nie odpisywała jednak dlatego, ponieważ w momencie kiedy chciała sięgnąć po telefon, kot go łapą zrzucił i telefon rozsypał się na drobne części. Po jego złożeniu całkowicie się zablokował i przestał działać.
Znajoma wówczas pomodliła się i telefon nagle odblokował się.
Być może sprawa wydaje się prozaiczna, a dla niektórych przypadkowa, jednak takich sytuacji miałam znacznie więcej.
Zwłaszcza wtedy, kiedy chciałam iść do zboru, albo wtedy kiedy zaczynałam się modlić.
Jednego razu tuż przed wyjściem z domu na nabożeństwo zapalił mi się kabel od pralki, innym razem nagle zachorowałam na grypę żołądkową... Jeszcze innym razem mama zrobiła awanturę.
I tak to szło. Często coś stawało mi na przeszkodzie.
Dzisiaj - tytuł bloga nie jest przypadkowy - miewam wzloty i upadki w wierze, jednak moim życiowym celem jest żyć blisko Boga i nigdy - nawet w tych najtrudniejszych momentach - nie tracić wiary, oraz nadziei.
Modlę się o poszerzanie swoich /duchowych/ granic (o podobne rzeczy modlił się Jabes -  biblijna postać), a także o otwartość na Boży - jak dotąd zakryty przede mną - plan dla mojego życia.
Diabeł będzie dokładał wszelkich starań i wynajdywał sposoby na to aby odsunąć nas od Boga.
Dlatego bardzo ważna jest codzienna modlitwa i czytanie Słowa Bożego, którego on tak nienawidzi.
Z czasem wszystkie wydarzenia w życiu ułożą się w logiczną całość.
Pozdrawiam serdecznie.

2 stycznia 2016

Postanowienia noworoczne

Wspominałam kiedyś w jednym ze swoich wcześniejszych  wpisów o wspaniałej książce pt. "Byłem w Niebie" Richarda Sigmunda.
Bardzo polecam tym, którzy nie czytali, albo po prostu nie natrafili na lekturę.
Nie będę jej streszczać - tytuł sam mówi za siebie.
Warto, jest piękna, a relacja najwyraźniej prawdziwa.
Jeśli ktoś ma kłopoty z wiarą, boi się śmierci - a może nic z tych rzeczy, jedynie chciałby nieco szerzej spojrzeć na siebie z perspektywy nieba - jakże pięknego (opis pokrywa się z tym co mówi na ten temat Biblia), lektura może przynieść prawdziwe ukojenie.

Znowu przebijam się przez pustynię, aż wstyd mi o tym pisać, powtarzam się.
Jednak nie jest to pustynia wiary. Nic z tych rzeczy.
Jest to pustynia związana z milczeniem Pana Boga.
Brak słów, brak widocznych śladów - zatarcie ich przede mną - w moim subiektywnym, okrojonym na miarę człowieka mniemaniu.
Im więcej milczenia, tym większy łomot z mojej strony.
To chyba dobrze?

Pozdrawiam wszystkich w Nowym roku.
Jak tam z postanowieniami noworocznymi?
Ja nie mam żadnych.
Chciałabym jedynie kontynuować realizację swoich wcześniejszych zamierzeń.
Bez nerwacji, będzie co będzie...

30 grudnia 2015

Mili ludzie

Już słyszę wystrzały petard na niebie.
Obawiam się, że mój kot może jutrzejszej nocy jednak nie przeżyć.
Znalazł sobie na szczęście karton z artykułami pasmanteryjnymi - które od lat przechowuję na wypadek wojny - i tam na razie sobie smacznie śpi.
Życzę wszystkim (każda okazja do składania życzeń jest dobra) dużo miłości, dużo szczęścia, spełnienia marzeń i co najważniejsze błogosławieństw Bożych.
A co za tym idzie: wszystko zawiera się w tych dwóch słowach (te dwa ostatnie, z linijki powyżej).
Wszystko co dobre :)
Nie róbcie zbyt wielu postanowień (słowa te kieruję także do siebie), wystarczy jedno, góra dwa.
Inaczej trudno będzie się na jakimkolwiek skupić. Choćby z zapomnienia.

I jeszcze jedno. Zapowiedziany wcześniej (kto czyta, nie błądzi) wpis o zagrożeniach w psychologii robię, jednak ciągle go rozbudowuję (chcę podejść do tematu rzetelnie, z Biblią w ręku), dlatego kwestia ukończenia go zajmie mi trochę czasu. Nie wiem ile, ale jak go skończę wyjdzie mi z tego chyba mała książeczka.

Ok. Czas się żegnać w tym starym roku (ocieram łzy, pożegnania zawsze są trudne).
Być może jutro drugi raz się pożegnam, jeśli zdążę.
Jeśli nie, to adijos.
Z Panem Bogiem.

28 grudnia 2015

Oddanie

Kilka dni temu przeczytałam na stronie Deon.pl artykuł poświęcony modlitwie, a ściślej mówiąc warunkom, które należy spełnić aby nasze modlitwy mogły zostać przez Boga wysłuchane.
Nie jestem katoliczką, jednak jeśli treści artykułów czy książek, bądź też w innej formie przekazywanych informacji na temat wiary, Boga, czy ogólnie mówiąc spraw "ducha" opierają się na Biblii chętnie do tego typu opracowań zaglądam.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,813,bog-uzdrawia-po-znajomosci.html
W powyższym artykule najbardziej zastanowił mnie opisany przez autora "warunek pierwszy".
Powinniśmy o nim pamiętać chcąc by nasza modlitwa podobała się Bogu.
Każdy zapewne zna ze swojej własnej historii modlitwy, w których z pełną ufnością i wiarą w sercu prosił Pana o jakieś rzeczy bez oddawania uprzednio Mu tego o co prosił.
Jednak ofiarowanie Bogu rzeczy, o które Go prosimy jest pięknym aktem wdzięczności z naszej strony (a wdzięcznemu sercu Pan Bóg zawsze będzie obficie błogosławił), oraz zawierzenia Mu siebie całego.
Modląc się o jakąś rzecz, albo o osobę na której nam zależy np. o męża, albo żonę, albo o cokolwiek innego warto najpierw ofiarować Bogu to o co Go prosimy.
Czasami taka modlitwa jest także aktem przebłagalnym, który wynika z uniżenia/ukorzenia się przed Bogiem i całkowitego Jemu posłuszeństwa.

Co ciekawe, wczoraj moja córka opowiedziała mi pewną historię - legendę, którą sama przez przypadek wyszukałam jej w internecie.
Zaczęło się od tego, że obudziła się zbyt wcześnie i przeszkadzała mi spać.
Bardzo się jej nudziło i nie wiedziała co z sobą o tak wczesnej porze począć.
Wpadłam na pomysł, żeby poszukać w telefonie (mam w nim internet) jakieś bajki do czytania.
Otworzyłam pierwszy lepszy link.
Byłam zbyt zmęczona żeby skupiać się na przeszukiwaniu internetu celem odnalezienia jakichś konkretnych bajek.
Kilka godzin później opowiedziała mi legendę o Świętym Patryku, którą rano przeczytała w internecie.
Legenda o Świętym Patryku wzorowana jest na autentycznych wydarzeniach historycznych.
Św. Patryk - z pochodzenia Szkot - został uprowadzony do niewoli przez Irlandczyków, którzy do wybrzeży Szkocji przypłynęli na łodzi.
W Irlandii sprzedano go jako niewolnika i trzymano w niewoli przez siedem lat. Musiał tam ciężko pracować jako pastuch.
Przez ten czas nie zapominał jednak o modlitwach, w których prosił Boga o uwolnienie.
Obiecał Bogu, że jeśli pozwoli mu wydostać się z niewoli, powróci do Irlandii jako kapłan i będzie prowadził ten kraj ku chrześcijaństwu.
Dzięki pomocy Bożej udało się młodzieńcowi w końcu uciec.
Św. Patryk dotrzymał obietnicy i po powrocie do Irlandii głosił Ewangelię, a swoje życie całkowicie podporządkował służbie Bogu.

Historia ta przypomina mi o tym, że w życiu powinniśmy ofiarować Bogu swoje cele (w tym imodlitewne prośby), a także podporządkować je woli Bożej.
Przypomina mi także o tym, że nasze życie nie należy tylko do nas samych.
Historia ta jest odzwierciedleniem prawdy, o której przeczytałam w cytowanym przez siebie artykule (link podałam powyżej).
Dla mnie osobiście pokrzepiające jest również to, że zwieńczenie modlitwy następuje czasem po długich latach, o czym wspomniałam w swoich wcześniejszych wpisach.


26 grudnia 2015

Ufność

I mamy ostatni dzień świąt.
W drodze do szpitala, przez park i opustoszałe place zabaw, kałuże będę mogła bez problemu pokonać w swoich ulubionych, czarnych kaloszach..
Babcia cieszy się z każdych odwiedzin.
To na razie jej jedyna atrakcja.
Pamięć bliskich, rozmowa, towarzystwo.

Sporą część wolnego czasu spędziłam na czytaniu Biblii, modlitwie i zamęczaniu swoimi pytaniami Pana Boga.
Odpowiedź nadeszła dzisiaj.
Po bitwie, mozołach i chyba lekkim zmęczeniu.
Odpowiedź w postaci przeświadczenia, pewności i ufności, które pojawiły się w moim sercu.
Przeświadczenia, że odpowiedzi na moje pytania pojawią się we właściwym czasie.
Nie w słowach, ale w postaci konkretnych wydarzeń, które dopiero mają nadejść.
Tak właśnie - we właściwym czasie.
Odczuwam spokój, oraz ufność.

25 grudnia 2015

Wytrwałość w modlitwie

Święta upływają w atmosferze spokoju.
Czasami przerywa ją jednak mój uniesiony głos.
Dzieci wolą komputer od świata żywych.
Z tego też powodu - jak i z powodu (ich) słabych wyników w nauce zawieszam dalszą edukację.
Poniekąd szkoda, jednak są na tym świecie rzeczy ważniejsze od...
Może i nie ambicji, ale... własnych planów?

Fragment dnia spędziłam dzisiaj na modlitwie.
Myślę, że jestem jak natrętna wdowa.
Potrafię modlić się o jedną sprawę przez wiele lat.
Czasem nie wiem czy brak odpowiedzi wynika z błędnie postawionego pytania, z niewyznanych grzechów, czy też z jakichś innych przyczyn. Np. z tego, że dla Boga czas nie istnieje w takim rozumieniu jak dla nas.
Nie wiem też czy moja modlitwa jest zgodna z wolą Boga.
Jeśli przyczyna braku odpowiedzi leży w tym właśnie miejscu, wierzę, że i to mi Bóg objawi - we właściwym czasie.
Poddawać się jednak nie zamierzam.
Pozdrawiam.

23 grudnia 2015

Święta, święta, ach...

Powinnam teraz zacząć sprzątać - mam straszny bałagan (czyt. syf), a czasu pozostało przecież niewiele.
Ale ja teraz wolę pisać bloga (taki mały reset).
Jutro Wigilia, czyli przeddzień Świąt Bożego Narodzenia.
Nie wiemy jednak dokładnie (przynajmniej ja nie wiem) kiedy urodził się Pan Jezus.
Wydaje mi się, że święta te wynikają więcej z tradycji pogańskich, aniżeli z tradycji chrześcijańskich.
W zasadzie chyba nie mają z nimi nawet zbyt wiele wspólnego - dobrze, jak cokolwiek.
Dla mnie jest to czas na spotkanie z rodziną - i tą bliższą i tą dalszą - w atmosferze innej niż zazwyczaj.
Czasem jednak jest tak, że takie rodzinne święta są powodem ogromnego smutku dla znajomych, albo dla nieznajomych.

Mój kolega miał dzisiaj pogrzeb. Nie doczekał biedak samotności.
Jeszcze miesiąc temu pytałam go gdzie zamierza spędzić święta.
Powiedział mi wtedy, że woli o tym nie myśleć.
Miał rację, hmm... Kto by pomyślał.
Podobnie i jego ostatnie słowa do mnie (w wiadomości mailowej) wglądały właśnie tak:
"Do zobaczenia (moje imię). Z Panem Bogiem."
Dopiero później miał wypadek.

Jeśli jutro nie zdążę zrobić wpisu  (a mój komputer czasem jest jak kot...),
to już dzisiaj życzę swoim czytelnikom:
Śladów stóp Jezusa na każdej wydeptanej przez Was ścieżce.
Błogosławieństw Bożych na każdym kroku.
Bezpieczeństwa, powodzenia i pełni wiary.
Nigdy się nie załamujcie, Bóg jest nieprzenikniony,
ale kochać Was będzie zawsze.
Wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia :)

19 grudnia 2015

Trawa

Z przyczyn technicznych wirtualne pióro będę czasem musiała odłożyć na półkę.
Mój komputer mocno szwankuje i co parę minut wyłączają mi się strony.

Byłam dzisiaj w parku i zobaczyłam, że rośnie tam młoda trawa.
Ale to chyba trochę dziwne o tej porze roku.
Jest ciepło jak wczesną wiosną...
Czasem zdarza się, że na wiosnę tracę ludzi, których znam, których lubię, albo których kocham.
Dzisiaj dowiedziałam się, że umarł mój kolega.
Najprawdopodobniej popełnił samobójstwo.
Był mocno chory, a do tego dużo pił...
Miesiąc temu zaniosłam mu coś do jedzenia.
Rozmawialiśmy o niebie, o piekle i czyśćcu.
Czasami opowiadałam mu o tym, jak Bóg wiele dobrego uczynił w moim życiu.
Mówił, że podziwia mnie za wiarę. Że dla niego to przypadki są zwyczajne.
Też wierzył w Boga.
Martwię się teraz o niego, nie wiem gdzie jest.
Łączności brak.

16 grudnia 2015

Porządki

Na blogu robię dzisiaj małe porządki.
Poprawiam błędy i...generalnie rzecz biorąc poprawiam co się da.
W sumie to nie byłabym sobą gdybym się do czegoś nie doczepiła.
Czuję się już jednak znacznie lepiej.
Wstąpiły we mnie nadzieja i wiara.
Wierzę, że to Bóg napełnia serce nadzieją.
Nadzieją na bliżej nieokreśloną przyszłość, której już nie muszę w stu procentach kontrolować.
Nadzieją na to, że będzie dobrze, jakkolwiek będzie. Przecież nie jestem sama. Nie ja tylko podejmuję decyzje.
Kilka miesięcy temu obiecałam napisać o swoim nawróceniu i o tym w jaki sposób w moich rękach znalazła się Biblia.
Pamiętam o tej zapowiedzi, dlatego postaram się niebawem nadrobić zaległości.
Chciałabym także na blogu powrócić do tematu psychologii w kościołach, a także psychologii w świecie.
To naprawdę bardzo szeroki temat i podejrzewam, że nie zdążę w najbliższych dniach opracować go szczegółowo.
Czytałam kilka prac chrześcijan, którzy także pokwapili się wytknąć palcem to i owo temu nie mającemu z chrześcijaństwem wiele wspólnego nurtowi.
Postaram się jednak temat rozszerzyć i podzielić kilkoma nowymi spostrzeżeniami, których nie odnalazłam w innych związanych z tym tematem pracach.
Psychologia wdarła się już jakiś czas temu do kościołów i zdaje się mieć wysokie aspiracje do konkurowania ze Słowem Bożym. Czasem jest to jakby uzupełnianie Słowa Bożego o nowe "niezbędne" dla dobrego rozumienia Ewangelii treści...
Ale o tym szerzej kiedy indziej.
Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.