Kiedyś, w drodze do pracy mijałam kościół, który wcześnie rano już był otwarty.
W zasadzie przed pierwszą mszą stał całkiem pusty.
Czasem lubiłam się w nim zatrzymywać, po to żeby móc się w ciszy pomodlić.
Pewnego razu, zostawiłam w kościele siatkę, w której miałam jedzenie i parę innych potrzebnych rzeczy.
Zauważyłam jej brak w drodze do pracy, dlatego postanowiłam się cofnąć, żeby sprawdzić, czy nie została w kościele.
W drodze do kościoła minęłam drobnej postury staruszkę.
Kiedy ją wyminęłam, usłyszałam, że przewróciła się.
Zatrzymałam się, po to żeby pomóc jej wstać.
Ona sama nie wiedziała dlaczego upadła. Najprawdopodobniej zasłabła.
O tej porze ulica była bardzo wyludniona - byłam jedyną osobą, która mogła jej wówczas pomóc.
Też szła do kościoła...
Myślę, że wtedy, zostałam użyta przez Pana Boga, po to żeby komuś pomóc.
Właśnie osobie starszej, bezbronnej.
Czas, w którym wszystko układa się jak z płatka, nie zawsze jest czasem, w którym Bóg lubi działać.
Może nie to, że nie lubi. Myślę, że to ludzie nie potrafią i nie chcą być wtedy niesamodzielnymi.
Nauka niesamodzielności... wymaga jednak czasu.
A przede wszystkim: posłuszeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz