To, że dzisiaj sporo piszę - jak na mnie, to sporo - wynika z czegoś tam.
Po pierwsze nadal jestem rozdrażniona, a po drugie nadal jestem niewyspana.
Raz, że znowu ktoś mi się śnił, a dwa, już sama nie wiem.
Aha. Obudziłam się za wcześnie, z przyzwyczajenia.
A teraz tak:
Jak mi się nie chce do czegoś zabierać, to przynajmniej mogę poudawać, że coś robię.
I tak oto ułomny człowiek, opisze pewną sytuację, w której sam uczestniczył, z braku pomysłów na nudę.
Kiedyś tam:
Kiedyś tam pomyślałam, że zacznę się modlić za newralgiczne miejsca w moim mieście.
Newralgiczne miejsca w moim mieście, to newralgiczne miejsca w innych miastach:
- więzienia
- szpitale
- szkoły
- przytułki
- domy starców
- kościoły
- itd.
Są to miejsca dużych skupisk ludzkich zdanych na łaskę losu, jak to się potocznie zwykło mawiać.
Chrześcijanie - w tym i ja wiedzą, że są to miejsca, w których Diabeł lubi mieszać.
Oto dowód:
"Zaprzęgłam" zborową znajomą do tego żeby ze mną zrobiła tourne po tej dziurze, jaką jest miasto, w którym mieszkamy.
Zaczęłyśmy od szkoły moich dzieci. Jak w każdej szkole, tak i w szkole, do której chodzą moje dzieci czasem świeci Słońce, a czasem pada deszcz.
"Deszcz" i "Słońce" są tutaj tylko metaforami - pominę jednak szczegóły.
Modliłyśmy się może 20 minut, stojąc tuż pod szkołą i chodząc w tę i z powrotem.
Kiedy skończyłyśmy, na niebie rozbłysła piękna tęcza...
Następny cykl wdrożonego w życie planu miał się odbyć w alejkach szpitala psychiatrycznego.
Przyznam, że nie specjalnie mnie ten pomysł kręcił, ale czego się nie robi dla szczytnych idei.
W jednej z alejek po prawej stronie, tuż pod oddziałem numer XYZ zrobiło się nam słabo.
I to obu, naraz.
Najpierw chciałam nawiać, ale to by oznaczało moją przegraną.
Aura tego miejsca była bardzo dziwna. Bardzo przygnębiająca i mroczna.
Zresztą trudno te wszystkie nieciekawe, trudne do wytłumaczenia odczucia, zwykłymi słowami opisać.
Z trudem przeszłyśmy aleje szpitalne wzdłuż i wszerz, szerząc modlitwę, gdzie się tylko da.
Kiedy w dniu następnym znajoma postanowiła mnie odwiedzić w domu, coś w wyraźny sposób chciało jej tę wizytę u mnie uniemożliwić.
Idąc wzdłuż osiedla poczuła silne kopnięcie na swojej łydce. Było na tyle mocne, że się przewróciła na płasko i poharatała rajstopy.
Zrobiła się w nich dziura, a z nogi polała krew.
Kiedy zadzwoniła i mi o tym opowiedziała, zrobiło mi się przykro.
Jak się domyślacie, nie kopnął jej żaden człowiek.
Nikogo tam nie było.
Nikogo.
W owym czasie czułam się dość osamotniona, dlatego pomyślałam, że przez to stracę z horyzontu jeszcze siostrę zborową, którą tak bardzo lubiłam i która w owym czasie bardzo mi pomagała.
Tak się na szczęście nie stało, jednak wiem dzisiaj wyraźnie, że tego typu miejsca - te, w których się modliłyśmy -, a zwłaszcza szpitale psychiatryczne, nie są miejscami, w których działa Boży Duch.
Duchowi, który tam działa nie spodobał się nasz pomysł.
Komu nie podobają się modlitwy??
I jeszcze jedna rzecz: czy ktokolwiek, kiedykolwiek wyszedł z takiego miejsca zdrowy??
Nie piszę o podtrzymaniu funkcji życiowych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz