Kiedyś miałam psa - tzn. miałam do czasu aż przejechał go samochód.
Po tym wydarzeniu moja córka wpadła w ogromną rozpacz i "zażyczyła" sobie drugiego psa.
Tak bardzo było mi jej żal, że zgodziłam się, ale jedynie na ratlerka.
Ratlerki są małe i wydawało mi się, że przez to mniej kłopotliwe (?).
Ratlerki są małe i wydawało mi się, że przez to mniej kłopotliwe (?).
Jakiś czas później jedna pani odsprzedała nam swojego malutkiego ratlerka, szczeniaczka, ale potem się rozmyśliła i zabrała go z powrotem.
Niestety, dla córki był to podwójny cios.
Mijały miesiące.
Ratlerków brakowało w ogłoszeniach (tak między prawdą, a Bogiem to sama ociągałam się z zakupem psa, bo wiedziałam, że ciężar wychodzenia z nim na spacery i tak końcem końców spadnie na moją głowę).
Razu pewnego wybrałyśmy się z córką na spacer, do parku.
Po drodze mijałyśmy ludzi, którzy spacerowali ze swoimi pieskami. Córka była bardzo smutna.
Pamiętam, że powiedziała z rezygnacją takie słowa: "ja już nigdy nie będę miała psa".
Odpowiedziałam jej, że będzie miała i że Pan Bóg da jej psa, ale odpowiedniego (poprzedni ciągle uciekał, to taki typ był).
Była bardzo załamana i chyba moje słowa specjalnie nie pocieszyły jej, mimo to idąc cały czas modliła się.
Kiedy zdążyłyśmy przejść przez cały park, mijając po drodze wszelkiego rodzaju maści psów, doszłyśmy do mostku, a tam zobaczyłyśmy biegającego, małego kotka.
Córka odruchowo pogłaskała go, bo kotek przyszedł do niej i zaczął się łasić.
Stało się jednak tak, że kotek nie chciał się już od nas odczepić - zapewne przez to, że go pogłaskała.
Poszedł za nami do domu i mimo, że wcześniej próbowałyśmy go od nas odgonić, nie chciał odejść.
Pomyślałam, że kotek jest czyjś i dlatego wystawiłam go za drzwi. Po prostu bałam się, że go komuś "ukradłyśmy".
Kilka razy jeszcze go wystawiłyśmy za drzwi, jednak wracał do nas za każdym razem, zwykle po jednym dniu - bardzo brudny.
Raz zaprowadziłam go z powrotem na miejsce, na którym go spotkałyśmy (mostek), jednak nie chciał tam zostać. Myślałam, że może ma gdzieś nieopodal swój dom, w którym opłakują go właśnie jakieś dzieci.
Jednak kot chciał u nas zostać, być może i nie miał dokąd wracać.
Pozostał z nami do dzisiaj.
I choć można powiedzieć, że modlitwa nie została wysłuchana według naszej prośby, to jednak została wysłuchana.
Bóg naprawdę zaskakuje, chociaż może zdarzyć się tak, że da nam zamiennik tego o co prosiliśmy - tysiąc razy lepszy zamiennik - kota ;)
Z kotem nie musimy wychodzić na spacery, zostałam jednak poproszona o to, żeby kupić mu smycz.
Niestety, dla córki był to podwójny cios.
Mijały miesiące.
Ratlerków brakowało w ogłoszeniach (tak między prawdą, a Bogiem to sama ociągałam się z zakupem psa, bo wiedziałam, że ciężar wychodzenia z nim na spacery i tak końcem końców spadnie na moją głowę).
Razu pewnego wybrałyśmy się z córką na spacer, do parku.
Po drodze mijałyśmy ludzi, którzy spacerowali ze swoimi pieskami. Córka była bardzo smutna.
Pamiętam, że powiedziała z rezygnacją takie słowa: "ja już nigdy nie będę miała psa".
Odpowiedziałam jej, że będzie miała i że Pan Bóg da jej psa, ale odpowiedniego (poprzedni ciągle uciekał, to taki typ był).
Była bardzo załamana i chyba moje słowa specjalnie nie pocieszyły jej, mimo to idąc cały czas modliła się.
Kiedy zdążyłyśmy przejść przez cały park, mijając po drodze wszelkiego rodzaju maści psów, doszłyśmy do mostku, a tam zobaczyłyśmy biegającego, małego kotka.
Córka odruchowo pogłaskała go, bo kotek przyszedł do niej i zaczął się łasić.
Stało się jednak tak, że kotek nie chciał się już od nas odczepić - zapewne przez to, że go pogłaskała.
Poszedł za nami do domu i mimo, że wcześniej próbowałyśmy go od nas odgonić, nie chciał odejść.
Pomyślałam, że kotek jest czyjś i dlatego wystawiłam go za drzwi. Po prostu bałam się, że go komuś "ukradłyśmy".
Kilka razy jeszcze go wystawiłyśmy za drzwi, jednak wracał do nas za każdym razem, zwykle po jednym dniu - bardzo brudny.
Raz zaprowadziłam go z powrotem na miejsce, na którym go spotkałyśmy (mostek), jednak nie chciał tam zostać. Myślałam, że może ma gdzieś nieopodal swój dom, w którym opłakują go właśnie jakieś dzieci.
Jednak kot chciał u nas zostać, być może i nie miał dokąd wracać.
Pozostał z nami do dzisiaj.
I choć można powiedzieć, że modlitwa nie została wysłuchana według naszej prośby, to jednak została wysłuchana.
Bóg naprawdę zaskakuje, chociaż może zdarzyć się tak, że da nam zamiennik tego o co prosiliśmy - tysiąc razy lepszy zamiennik - kota ;)
Z kotem nie musimy wychodzić na spacery, zostałam jednak poproszona o to, żeby kupić mu smycz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz