5 czerwca 2015

Na wyciągnięcie ręki

Coraz częściej spoglądam w lustro i widzę oznaki upływającego czasu.
Nie czuję się już taka ładna jak niegdyś.
Wykrzywiam mordkę na wszystkie sposoby chcąc usprawnić nieużywane mięśnie - zamierzam dorobić się bicepsów.
A tak trochę bardziej na serio, to zapytałam się wczoraj Boga o to czego On ode mnie chce.
Wiele razy nękałam Go swoimi prośbami, błaganiami, wymuszałam żeby w końcu się odezwał.
Chciałam wielu rzeczy i z uporem maniaka walczyłam o nie.
Nie wiem jednak czego Bóg ode mnie chce, jakie ma plany i oczekiwania w stosunku do mojej osoby.
Od kilku dni sączy się w moim sercu pragnienie napisania scenariusza do filmu chrześcijańskiego.
Dzisiaj to sączenie przemieniło się w ciepło - takie rozkoszne ciepło, z którego tryskają promyki miłości.
Tak, tak.
Zanim skomponowałam nowy utwór, zanim w ogóle pojawiła się jakakolwiek koncepcja, czułam go najpierw w swoim sercu (!).
Większość moich utworów zrodziło się z serca.
Nieoczekiwany przypływ natchnienia i to rozpływające się w sercu ciepło są oznaką czegoś pięknego.
Czegoś, co dopiero ma się narodzić.
Jeśli ów pragnienie, ta cichutka, wewnętrzna potrzeba nie ustąpi miejsca jakimś innym, ciekawszym alternatywom, jestem gotowa napisać scenariusz.
Poza tym, ja wcale nie zamierzam pisać.
Myślę, że Pan zrobi to za mnie.
Będę czekała na to, aż opowie mi swoją historię...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.