24 lipca 2015

Słowa jak kamień

Nanoszę drobne poprawki na bloga.
Niestety tak już mam.
Ciągłe dążenie do perfekcji w słowie.

Nadal zjada mnie stres, a ja wciąż utwierdzam się w przekonaniu, że nie warto tkwić w tym bagnie.
W tym bagnie, tu i teraz, wśród ludzi, którzy są moimi braćmi.
Tak, tak. Nawet łopata im nie pomoże.
Słów nie cofnę, bo jakoś nie mam ku temu przesłanek.
Wiem, że nie mogę stracić środków do życia, nie teraz, nie latem.
Lato obiecałam dzieciom. Czekają na nie od lat...
Ale dostałam dzisiaj słowo.
Znienacka, jak zawsze.
"Czekaj".
Widocznie ufność w Bogu to właśnie czekanie...
Cóż pozostaje?
Ufać!

23 lipca 2015

W gąszczu czai się żmija

Wróciłam właśnie z wycieczki rowerowej, na której udało mi się sfotografować drzewo.
To nie żart.
Kawał lasu poszedł do wycinki  (ostatnio biegała w nim sarna).
Mam nadzieję, że nikt nie wybuduje tam następnego Carrefoura, albo Lidla, albo nie zrobi parkingu, czy betonowej ścieżki zdrowia.
A mogło być tak pięknie.
Mogło, ale nie jest, więc będzie.
A ja sama jestem trochę w stresie ze względu na niestabilną sytuację życiową.
Nie mogę za dużo na blogu o wszystkim opowiadać, ale po prostu martwię się o siebie i o dzieci.
Jednak, jeśli kot żyje i nie pogruchotał sobie kości spadając z drugiego piętra na beton, to i u mnie nie może być źle.
Jedno jest pewne: ludzie mają w sobie zbyt wiele jadu.
Polak, gdyby mógł, to by Polaka zatłukł łopatą.
A teraz puenta:
Nawet łopata nie pomoże.

21 lipca 2015

Deszcz i po deszczu

Gdyby mój aparat robił przyzwoite zdjęcia, sfotografowałabym piękną tęczę na niebie.
Sfotografowałam, ale zdjęcie jest ponure dość.
A to naprawdę super wygląda.
Tęcza podobno jest znakiem przymierza.
Jej pojawienie się na niebie zawsze budzi posmak czegoś tajemniczego.
W końcu pojawia się przecież na niebie.

Niebo

Ostatnio nie mam specjalnie siły, ani ochoty pisać.
Może to dobry czas, żeby podziękować Bogu za deszcz.
Tak pięknie pada.
Niebo całe pojaśniało...
Za kaszę gryczaną, którą ugotowałam na kolację.
Trochę się rozgotowała, ale to nic, nieważne.
Dziękuję.
Za dzieci. Bardzo je kocham.
Za to Panie, że mnie stworzyłeś  - mogłabym nie pisać teraz bloga.
Teraz to już naprawdę niebo zajaśniało.
Nie ściemniam!
Dziękuję.
I za wiele innych rzeczy.
Nie mam dość siły, żeby teraz pisać.
Napiszę może później.

19 lipca 2015

Wczoraj i dzisiaj

Nie wiem jak to jest, ale popołudniami pogoda znacznie się psuje.
I tak jak wczoraj nad jeziorem - gdzieś po godzinie 16.00 - niebo zaszło chmurami, tak i dzisiaj trudno mówić o ładnej pogodzie.
Nie przeszkadza mi ona absolutnie.
Myślę raczej o dzieciach, wakacje przecież tak krótko trwają.
A potem znowu szkoła...
Moja kuzynka wrzuca na facebooku jakieś filmiki z uzdrowicielami z Indii i różne inne podobne rzeczy.
Też kiedyś w tym siedziałam.
Może to dlatego, że nasza babka notorycznie wróżyła z kart, taka jakaś trochę odjechana była.
U kuzynki rozmnożyło się to przez pączkowanie, u mnie też, jednak później <na szczęście> mi przeszło.
Nie wspominam dobrze czasów, w których interesowałam się New Age.
Po iluś latach ćwiczeń oddechowych, medytacyjnych, zabawy hipnozą, i mniejsza o to z czym jeszcze miałam bardzo przykre doświadczenia.
Zaczynałam min. tracić energię do życia.
Chodziłam strasznie wycieńczona, do tego stopnia, że nawet nie miałam siły myśleć.
Myślenie abstrakcyjne zaczynało sprawiać mi ogromne problemy, a pojęcia "wczoraj", "dzisiaj" stały się dla mnie kompletnie niezrozumiane.
Oczywiście, to tylko nieliczne przykłady pojęć, z którymi sobie nie radziłam.
Kiedy tata śmiertelnie zachorował byłam już tak wycieńczona, że nie byłam w stanie pomagać mamie w obowiązkach, które polegały na opiece nad chorym człowiekiem.
Wówczas ciężko było mi uzasadnić swoją postawę, tak aby ostatecznie została ona przyjęta ze zrozumieniem.
O uczuciu chłodu w ciele i rozpieraniu - jakby przez jakąś energię - od środka już nawet nie wspominam.
To był bardzo trudny czas.
Modliłam się, ale to nic nie pomagało.
Byłam już zbyt słaba.
Potem odstąpiłam od wielu różnych praktyk (np. ZEN), przestałam czytać książki New Age - choć wiem, że to dość szerokie pojęcie.
Niby wszystko się uspokoiło, a tu trach.
We śnie zobaczyłam piekło, o którego istnieniu nawet mi się nie śniło w najgorszych snach.

18 lipca 2015

Dom weselny

Jak na dobitkę, w domu weselnym, na który mam rzut z okna znowu jakaś impreza.
Już nie chodzi o to, że w nocy będą hałasować.
Oni mnie po prostu nenerwują.
Jutro zapomną o ślubie i będą podważać swoje wcześniejsze słowa.
Kocham cię, za to że jesteś.
A jesteś:
-
-
-
-
-
-
-
I jeszcze milion jakichś innych frazesów.
To już może lepiej faktycznie tonąć w melancholii?
Przynajmniej człowiek nie wznosi się, a potem nie upada.
Nie ma sinusoidy i robienia z siebie wariata.

Promienie słoneczne

Mimo wysokich temperatur i utrzymującego się słońca, niebo znowu zaszło chmurami.
Dzisiaj, kiedy byłam nad jeziorem, chciałam porobić jakieś zdjęcia.
Tak pięknie przebijały promienie słoneczne przez chmury.
Niestety mój aparat jest dość słabej jakości jak sądzę i niestety nie potrafi rejestrować tak istotnych szczegółów.
Z roweru dzisiaj raczej też wyjdą nici...
Jednak bardziej od jazdy rowerem brakuje mi chyba kogoś, kto olśniłby mnie jakąś myślą, dobrym słowem, ciepłem.

Miasto opustoszało, czy mi się tylko wydaje ?
Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.