29 lipca 2015

Wiarygodność

Zadzwonił wczoraj do mojego syna jakiś pan z ogłoszenia.
Miał przyjść dzisiaj do niego i odkupić kartę graficzną.
Umówili się punktualnie co do godziny, raz nawet tamten przestawił godzinę spotkania.
Dzieciak czekał na faceta cały dzień, stresował się, gładził pudełko z kartą, sprawdzał czy wszystko w nim gra, itd.
Gość nie przyszedł, nie zadzwonił, nie odwołał wizyty. Choćby przez szacunek dla drugiego człowieka.
Kilka dni temu, tak dla odmiany, napisał do mnie kolega z podstawówki (a potem nawet zadzwonił).
Chciał się spotkać ze mną, bo... muzycy przecież mają wspólne tematy.
Ja nawet cieszyłam się na to spotkanie, ponieważ też chciałam sobie z nim pogadać i o muzyce też.
Głusza i cisza, a termin spotkania już chyba minął.
Wystarczyło przecież, choćby coś wymyślić...


Jest mi przykro.
Przykro mi z tego powodu, że nie jestem w stanie dać dziecku tego o czym marzy.
Mój syn odkłada na nowy komputer.
Ja, pomagam mu na tyle na ile potrafię.
Jednak niepotrzebnie znowu zawiódł się na człowieku.
To na razie tylko dzieciak, a już się przysposabia... do dorosłości.

W czasach kiedy mój dziadek był młody, słowo oznaczało SŁOWO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.