Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty

28 czerwca 2016

Wakacje

Moi mili, moi kochani
Zmykam, jadę i się cieszę z tego bardzo.
Już jutro jadę w Bory Tucholskie, do lasu nad jezioro.
Mój komputer, na którym pracuję, zepsuł się akurat dzisiaj, pod koniec mojej pracy.
Dobrze, że to stało się w przeddzień urlopu.
Na razie i tak za bardzo zajęta jestem pakowaniem bambetli żeby martwić się innymi sprawami.
Pięćdziesiąt kilogramów ciuchów i cała sterta innych narzędzi czeka kolejno:
na podłodze, na suszarce do ubrań, na stole, w pralce i w różnych częściach domu.
No i oczywiście na półce z kosmetykami.
Nie wiem tylko jak przeżyję bez internetu na wakacjach.
Ale pewnie jakoś przeżyję.


Pozdrawiam i do zobaczenia :)

31 sierpnia 2015

Ostatni dzień lata

Dzisiaj jest ostatni dzień lata.
I to jakiego lata!
Upały na nowo powróciły do Polski i gdyby nie to, że nie mam zbytnio czasu na relaks, spakowałabym dzieci pod pachę i pojechałabym z nimi nad jezioro.
Zamiast tego pobiegałam trochę po przychodniach, oraz po sklepach papierniczych - dopiero pobiegam.
Muszę zaopatrzyć dzieci w odpowiednie przybory do szkoły.
Ech...
Znowu czeka mnie ślęczenie nad książkami i uczenie się z nimi matematyki.
Marny jednak ze mnie nauczyciel...
Tak jak i uczeń :)

29 sierpnia 2015

Ostatnie promienie lata

Kluchowato się dziś czuję i nie wiem dlaczego...
Wyraz "kluchowato" podkreśla mi się na czerwono.
Może to dlatego, że kilkoro moich dobrych znajomych wykruszyło się z mojego życia?
Ale to chyba nie tylko dlatego. Nie, nie.
W sumie nie tylko chodzi o znajomych.
Ale cóż...
Sama przecież pisałam o ekonomii czasu Boga.
Wszystko sama, sama, sama.
Póki co, jutro wyjeżdżam z dziećmi do Gdańska.
Tak wspólnie i wakacyjnie jeszcze.
Może morze będzie jeszcze ciepłe.
Kiedy widzę morze, wspominam zawsze tatę.
Ma teraz całą wieczność dla siebie i na pływanie pewnie też.
Fale przywodzą wspomnienia, a także przypominają o bezkresie utraconych chwil.
E tam.
Fale wyrzucają na brzeg śmieci i zdechłe ryby.
Aby woda stała się czystsza.

25 sierpnia 2015

Biwak

Wróciłam (jakby to kogoś interesowało).
Kleszcz mnie nie zjadł na szczęście, chociaż...próbował!!
Usiadł mi z tyłu na łydkę, jednak córka w porę go zauważyła i zdążyłam intruza strząsnąć.
Taka ciekawostka: kleszcze nie wgryzają się w ofiarę od razu.
Zanim to zrobią, najpierw wędrują do jakiegoś przyjaznego im miejsca, np. do pachwiny, albo gramolą się na głowę.
Ten jednak nie zdążył.
Rzecz następna: ruskich maszyn nad jeziorem nie wypatrzyłam.
Następna ciekawostka: syn zobaczył na niebie białą kulę.
Było to dokładnie wczoraj.
Siedzieliśmy sobie na plaży i gapiliśmy się przed siebie - generalnie.
Ja czasem spoglądałam w bok, w stronę krzaków (problem z pęcherzem).
I właśnie w tym momencie przeleciała nad lasem (niewysoko nad lasem) biała kula.
Pojawiła się z dupy (cytuję syna), czyli nagle ni stąd, ni zowąd i w d...e zniknęła - czyli zniknęła ot...nagle.
Nie pierwszy raz udało mu się coś takiego zobaczyć.
Niestety mnie ta niespodzianka ominęła, przez pęcherz.
Może jeszcze mi się kiedyś uda wypatrzyć na niebie jakieś UFO.
Cd. jutro, albo potem.
Muszę się ogarnąć z bambetlami.
Pozdrawiam

22 sierpnia 2015

Nad jezioro

No cóż...
Nadeszła wiekopomna chwila - wyjeżdżam na kilka dni w polskie iglaste lasy.
Trzymajcie się ciepło moi mili czytelnicy, będę za Wami tęsknić (trochę), a po powrocie opowiem o przygodach, które mnie spotkały: o tym, jak uciekałam przed skorpionami, o tym jak polowałam na jeżozwierze, jelenie, dziki i sarny, oraz o tym, jak nie dałam się otruć frytkami z baru "Pod Jagódką".
Ślę całusy i do zobaczenia - kiedyś tam!

12 sierpnia 2015

Boża ochrona

Chciałabym opowiedzieć o  pewnym wydarzeniu, które miało miejsce dzisiaj nad jeziorem.
Moja kuzynka, wraz z mężem zabrali moje i swoje dzieci nad jezioro.
Rano, przed ich wyjazdem zatelefonowałam do kuzynki z prośbą o to, żeby bacznie obserwowała moje dzieci podczas kąpieli.
Trochę śmiechem zareagowała na tę moją nadgorliwość, ale zapewniła mnie o tym, że zawsze obserwuje dzieci w trakcie pływania.
Jakiś czas później, przypomniało mi się, że kiedy mój syn był mały (miał może cztery, albo pięć lat) często budził się zapłakany w nocy, ponieważ śniło mu się, że jego młodsza siostrzyczka się utopiła.
Na skutek tego wspomnienia zaczęłam modlić się o bezpieczeństwo moich dzieci, oraz o bezpieczeństwo jej dzieci, a także wszystkich dzieci na tej plaży, jak i na innych plażach, aż po krańce świata.
W szczególności jednak myślałam o bezpieczeństwie mojej córki.
Po modlitwie poczułam się nieco spokojniejsza.
Potem jednak stanęły mi przed oczyma jakieś dantejskie sceny.
Zaczęłam min. zastanawiać się nad tym, w jaki sposób powiedzieliby mi o tym, że mojej córce stało się coś złego w wodzie...
Dopiero przed chwilą, czyli już pod koniec dnia, B. (córka) przyznała mi się do tego, że dzisiaj nad jeziorem o mały włos by się nie utopiła.
Ich sześcioletnia córka, wskoczyła mojej, nieco większej córce na grzbiet (na głębokiej wodzie) i nie chciała z niego zejść, myśląc że to fajna zabawa.
B. zachłysnęła się już nawet kilka razy wodą, jednak dzięki walce (szamotaninie i gwałtownym ruchom mającym uwolnić ją od od namolnej kuzynki) ostatecznie wypłynęła na jej powierzchnię.
Nie wiem, jak długo trwała ta szamotanina, jednak z tego co usłyszałam od B., dowiedziałam się, że miała duże trudności z tym, żeby znaleźć się na powierzchni jeziora.

Wierzę, że moja modlitwa uchroniła ją przed wydarzeniem, o którym byłam kiedyś wielokrotnie ostrzegana.
Uchronił ją Bóg - dzięki modlitwie.

25 lipca 2015

Słoneczne lato

W telewizji i internecie straszą nas mini epoką lodowcową, która ma zawitać w Europie i Afryce Północnej gdzieś za ok.15 lat (!).
Gdyby nie to, że moje dzieci będą w tym czasie już dorosłe, wiadomość ta ucieszyłaby mnie (i je) znacznie bardziej.
Najwyżej na sanki pójdę z wnukami, daj Boże.
Jak mogę się domyślić, dane te to tylko dane szacunkowe, określające prawdopodobieństwo wystąpienia zmian w klimacie.
Nie jest to na razie jeszcze żaden pewnik.

A ja, chciałabym poprosić ludzi, którzy czytają tego bloga o modlitwę o pracę.
I o wakacje dla moich dzieci i o lato... dla nich.


18 lipca 2015

Promienie słoneczne

Mimo wysokich temperatur i utrzymującego się słońca, niebo znowu zaszło chmurami.
Dzisiaj, kiedy byłam nad jeziorem, chciałam porobić jakieś zdjęcia.
Tak pięknie przebijały promienie słoneczne przez chmury.
Niestety mój aparat jest dość słabej jakości jak sądzę i niestety nie potrafi rejestrować tak istotnych szczegółów.
Z roweru dzisiaj raczej też wyjdą nici...
Jednak bardziej od jazdy rowerem brakuje mi chyba kogoś, kto olśniłby mnie jakąś myślą, dobrym słowem, ciepłem.

Miasto opustoszało, czy mi się tylko wydaje ?

7 lipca 2015

House Every Weekend

W Polsce teraz straszne upały są.
Miałam dzisiaj jechać z córką nad jezioro, ale niestety czynniki niezależne od nas stanęły nam na drodze.
Dopiero chyba w weekend wybierzemy się gdzieś, być może nad morze.
Nie wiem jeszcze tylko, czy pojedziemy do Gdańska, czy do Sopotu.
Wujek niestety nie chce nas teraz zaprosić do siebie, bo jest chory, więc pewnie będziemy dryfować po Trójmieście sami, tzn. ja i dzieci.
Póki co, rower uzależnia mnie od siebie.
Wieczorami lubię jeździć na wieś, przez pola, łąki i lasy.
Ostatnio w lesie widziałam nawet sarnę. I chyba się wystraszyła roweru, bo zdążyłam zobaczyć tylko jej biały zadek.
No i widziałam też kunę, która przebiegła mi przez drogę.
Może to była kuna, a może coś innego, w każdym bądź razie wyglądało jak fretka.
Dzisiaj być może też się wybiorę gdzieś na rowerze.
Myślę, że nie bardzo daleko, bo jestem trochę niedospana, a przez to zmęczona i nieco osłabiona.
Jednak dążenie do spartańskiej kondycji jest ostatnio moim cichym hoplem, a to z uwagi na to - ale tylko po części -, że mimochodem oglądam kanał Viva, na którym większość ludzi w teledyskach jest nieźle wygimnastykowanych i bardzo mi się to podoba.
Ot, taki szczegół (nie zamierzam paradować w gaciach po ulicy tak jak oni).
No i ostatni szczegół: uwielbiam teledysk Zowie "House Every Weekend" ;)

27 czerwca 2015

Rower wodny

Słońce, Słońce, Słońce.
Pierwszy dzień wakacji został należycie przywitany przez pogodę.
Jeśli temperatura się utrzyma, zrobimy jutro z przyjaciółką i dziećmi wypad nad jezioro.
Oby pogoda tylko nie spłatała nam figla, bo mamy w planie rowery wodne.
Potem ona wyjeżdża za granicę i już nie będzie drugiej takiej okazji.
A poza tym wszystko w porządku. Prawie.
Kosmetyczka stwierdziła, że mam pier....olca.
Tu zmarszczka, tam kreseczka.
Że wymyślam i że przesadzam.
Czyli nie jest źle.
Druga dobra rzecz, to to, że kolega nie otruł się pastami (oliwkową, z makrelą, oraz pomidorową), które mu z dobroci serca ofiarowałam (bo sama nie mogłam ich jeść).
Byłam jednak uczciwa i uprzedziłam, że w paście pomidorowej są ryby i skorupiaki. I że jest w smaku ohydna.
I żeby lepiej uważał na zdrowie.
Ale jest Ok. Smakowało mu, żyje.
Kiedy mu te pasty dawałam - tam na dole, koło domu -  widziałam, że ksiądz się przykleił do szyby.
Taki młody i wysoki.
Nie wiem czy on tak z nudów, czy z innego powodu.
Ciekawe o co mu chodziło.

30 maja 2015

Wakacyjnie

Cały czas pochłonięta jestem planowaniem wakacji dla dzieci.
Jednak w związku z tym, że nie chcę mieć luk w pracy, będziemy robić sobie krótkie, weekendowe wypady do innych miast i ościennych wsi położonych nad jeziorami.
Być może raz popłyniemy też tramwajem wodnym na Hel.
Mam nadzieję, że dzieciaki będą zadowolone.
A teraz z innej beki: nie wiem czy to związane jest z latem, ale ostatnio mam jakiegoś bzika na punkcie upiększania się i dbania o zdrowie.
Sokowirówki jednak jeszcze nie kupiłam, bo nie było takich dwu funkcyjnych - z opcją do szatkowania surówek.
Póki co, rower na razie zdycha w kącie w formie spoczynkowej.
Dopiero na jutro planuję w końcu odkopać go z kurzu.
No okej. I tak nie wiem, czy ktokolwiek to czyta:)
Pozdrawiam.



24 maja 2015

Rodzina

Z chrzestnym to też w sumie była dość ciekawa sprawa.
Nie widzieliśmy się przez wiele, wiele lat.
Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętałam o jego istnieniu - jedynie ze słyszenia, z opowieści rodziców - aż do czasu, kiedy okazało się, że oboje mieszkamy w tej samej dzielnicy Gdańska.
Mama jakimś cudem trafiła na jego trop, dzięki czemu mamy teraz z sobą stały kontakt - nie częsty, ale systematyczny.
Czasem przesyła dla dzieciaków paczki na "Gwiazdkę", albo "Zająca", a mnie zaprasza na imieniny - moje :)
Zawsze wtedy czeka na mnie tort i Kadarka - on ją strasznie lubi (węgierską).
To stary komunista i żyje jeszcze starymi czasami i wspomnieniami minionych lat, więc z reguły skazuje mnie na wysłuchiwanie tych samych historii - o sekretarzach, sekretarkach, towarzyszach i innych takich tam.
Tak, czy siak, w czasie kiedy zostałam z dziećmi całkiem sama, wujek od czasu do czasu pomagał nam, a co najważniejsze, po prostu był obok.
Niedługo wakacje, więc pewnie znowu go odwiedzimy - ja i "Diablęta" - bo tak zwykł mówić o moich dzieciach.


Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.