Chciałabym opowiedzieć o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce dzisiaj nad jeziorem.
Moja kuzynka, wraz z mężem zabrali moje i swoje dzieci nad jezioro.
Rano, przed ich wyjazdem zatelefonowałam do kuzynki z prośbą o to, żeby bacznie obserwowała moje dzieci podczas kąpieli.
Trochę śmiechem zareagowała na tę moją nadgorliwość, ale zapewniła mnie o tym, że zawsze obserwuje dzieci w trakcie pływania.
Jakiś czas później, przypomniało mi się, że kiedy mój syn był mały (miał może cztery, albo pięć lat) często budził się zapłakany w nocy, ponieważ śniło mu się, że jego młodsza siostrzyczka się utopiła.
Na skutek tego wspomnienia zaczęłam modlić się o bezpieczeństwo moich dzieci, oraz o bezpieczeństwo jej dzieci, a także wszystkich dzieci na tej plaży, jak i na innych plażach, aż po krańce świata.
W szczególności jednak myślałam o bezpieczeństwie mojej córki.
Po modlitwie poczułam się nieco spokojniejsza.
Potem jednak stanęły mi przed oczyma jakieś dantejskie sceny.
Zaczęłam min. zastanawiać się nad tym, w jaki sposób powiedzieliby mi o tym, że mojej córce stało się coś złego w wodzie...
Dopiero przed chwilą, czyli już pod koniec dnia, B. (córka) przyznała mi się do tego, że dzisiaj nad jeziorem o mały włos by się nie utopiła.
Ich sześcioletnia córka, wskoczyła mojej, nieco większej córce na grzbiet (na głębokiej wodzie) i nie chciała z niego zejść, myśląc że to fajna zabawa.
B. zachłysnęła się już nawet kilka razy wodą, jednak dzięki walce (szamotaninie i gwałtownym ruchom mającym uwolnić ją od od namolnej kuzynki) ostatecznie wypłynęła na jej powierzchnię.
Nie wiem, jak długo trwała ta szamotanina, jednak z tego co usłyszałam od B., dowiedziałam się, że miała duże trudności z tym, żeby znaleźć się na powierzchni jeziora.
Wierzę, że moja modlitwa uchroniła ją przed wydarzeniem, o którym byłam kiedyś wielokrotnie ostrzegana.
Uchronił ją Bóg - dzięki modlitwie.
Moja kuzynka, wraz z mężem zabrali moje i swoje dzieci nad jezioro.
Rano, przed ich wyjazdem zatelefonowałam do kuzynki z prośbą o to, żeby bacznie obserwowała moje dzieci podczas kąpieli.
Trochę śmiechem zareagowała na tę moją nadgorliwość, ale zapewniła mnie o tym, że zawsze obserwuje dzieci w trakcie pływania.
Jakiś czas później, przypomniało mi się, że kiedy mój syn był mały (miał może cztery, albo pięć lat) często budził się zapłakany w nocy, ponieważ śniło mu się, że jego młodsza siostrzyczka się utopiła.
Na skutek tego wspomnienia zaczęłam modlić się o bezpieczeństwo moich dzieci, oraz o bezpieczeństwo jej dzieci, a także wszystkich dzieci na tej plaży, jak i na innych plażach, aż po krańce świata.
W szczególności jednak myślałam o bezpieczeństwie mojej córki.
Po modlitwie poczułam się nieco spokojniejsza.
Potem jednak stanęły mi przed oczyma jakieś dantejskie sceny.
Zaczęłam min. zastanawiać się nad tym, w jaki sposób powiedzieliby mi o tym, że mojej córce stało się coś złego w wodzie...
Dopiero przed chwilą, czyli już pod koniec dnia, B. (córka) przyznała mi się do tego, że dzisiaj nad jeziorem o mały włos by się nie utopiła.
Ich sześcioletnia córka, wskoczyła mojej, nieco większej córce na grzbiet (na głębokiej wodzie) i nie chciała z niego zejść, myśląc że to fajna zabawa.
B. zachłysnęła się już nawet kilka razy wodą, jednak dzięki walce (szamotaninie i gwałtownym ruchom mającym uwolnić ją od od namolnej kuzynki) ostatecznie wypłynęła na jej powierzchnię.
Nie wiem, jak długo trwała ta szamotanina, jednak z tego co usłyszałam od B., dowiedziałam się, że miała duże trudności z tym, żeby znaleźć się na powierzchni jeziora.
Wierzę, że moja modlitwa uchroniła ją przed wydarzeniem, o którym byłam kiedyś wielokrotnie ostrzegana.
Uchronił ją Bóg - dzięki modlitwie.