20 sierpnia 2015

Agresja


Rany, boję się agresywnych ludzi.
Boję się wariatów, których reakcje są nieadekwatne do bodźca.
O wariactwie świadczy brak świadomości własnych zachowań.
Jeśli otoczenie utrzymuje, że dana osoba jest krzykliwa i napastliwa, a ona sama temu zaprzecza, to cóż...
Dobrze jest żyć w błogiej nieświadomości.
Tylko co mają zrobić osoby skazane na życie z takim delikwentem pod jednym dachem?
Pytanie koan - biorąc za punkt odniesienia polskie realia.
Zawsze pozostaje Mops, który niesie pomoc w postaci założenia "ofierze" "niebieskiej karty".
No i jeszcze można uzyskać pomoc wsparcia od psychologa.
Po czym wraca się do "domu".
Czasem podziwiam buddystów za ich spokój.

15 sierpnia 2015

Przerwa

Dzisiaj nie będę chyba za wiele pisała.
Niestety wysiadł mi net (teraz korzystam z kompa moich dziadków), więc mam przymusowe wakacje od serfowania... (oczywiście do odwołania).
Odwołanie najprawdopodobniej nastąpi w tym tygodniu.
A potem znowu wyjeżdżam na Saharę łowić ryby, albo...ruskie (może ruskie, a  może polskie, nie wiem sama) maszyny, które lubią latać nad polskimi jeziorami.
A jutro - nie może - jadę nad morze.
Pozdrawiam i do usłyszenia :)

13 sierpnia 2015

Burza

Kończąc swoją opowieść, dopowiem tylko tyle, że kuzynostwo powróciło do domu, tuż przed burzą, która wiązała się z wielką ulewą.
Tzn.akurat po wejściu przez nich do domu, lunął okropny deszcz.
Całkiem odwrotna sytuacja była ze mną.
Zaraz po wyjściu z domu znajomych, złapał mnie deszcz.
Wracając chowałam się przed piorunami.
Kiedy stanęłam w przedpokoju swojego domu, pozostała po mnie tylko duuuża plama zwana kałużą.
I już mnie nie ma.
Do zobaczenia.

12 sierpnia 2015

Boża ochrona

Chciałabym opowiedzieć o  pewnym wydarzeniu, które miało miejsce dzisiaj nad jeziorem.
Moja kuzynka, wraz z mężem zabrali moje i swoje dzieci nad jezioro.
Rano, przed ich wyjazdem zatelefonowałam do kuzynki z prośbą o to, żeby bacznie obserwowała moje dzieci podczas kąpieli.
Trochę śmiechem zareagowała na tę moją nadgorliwość, ale zapewniła mnie o tym, że zawsze obserwuje dzieci w trakcie pływania.
Jakiś czas później, przypomniało mi się, że kiedy mój syn był mały (miał może cztery, albo pięć lat) często budził się zapłakany w nocy, ponieważ śniło mu się, że jego młodsza siostrzyczka się utopiła.
Na skutek tego wspomnienia zaczęłam modlić się o bezpieczeństwo moich dzieci, oraz o bezpieczeństwo jej dzieci, a także wszystkich dzieci na tej plaży, jak i na innych plażach, aż po krańce świata.
W szczególności jednak myślałam o bezpieczeństwie mojej córki.
Po modlitwie poczułam się nieco spokojniejsza.
Potem jednak stanęły mi przed oczyma jakieś dantejskie sceny.
Zaczęłam min. zastanawiać się nad tym, w jaki sposób powiedzieliby mi o tym, że mojej córce stało się coś złego w wodzie...
Dopiero przed chwilą, czyli już pod koniec dnia, B. (córka) przyznała mi się do tego, że dzisiaj nad jeziorem o mały włos by się nie utopiła.
Ich sześcioletnia córka, wskoczyła mojej, nieco większej córce na grzbiet (na głębokiej wodzie) i nie chciała z niego zejść, myśląc że to fajna zabawa.
B. zachłysnęła się już nawet kilka razy wodą, jednak dzięki walce (szamotaninie i gwałtownym ruchom mającym uwolnić ją od od namolnej kuzynki) ostatecznie wypłynęła na jej powierzchnię.
Nie wiem, jak długo trwała ta szamotanina, jednak z tego co usłyszałam od B., dowiedziałam się, że miała duże trudności z tym, żeby znaleźć się na powierzchni jeziora.

Wierzę, że moja modlitwa uchroniła ją przed wydarzeniem, o którym byłam kiedyś wielokrotnie ostrzegana.
Uchronił ją Bóg - dzięki modlitwie.

8 sierpnia 2015

Biwak

Jest tak bardzo ciepło, że w zasadzie zamiast naładować sobie akumulatory Słońcem, od kilku dni walczę z bólem głowy.
Do tego dochodzi wysokie ciśnienie - kreska na barometrze pokazuje 1026 HP.
Mam wrażenie, że świat nieco zwolnił, a ludzie przestali już tak biegać za swoimi sprawami... Wszystko, co do tej pory zaprzątało im głowę stało się jakby mniej ważne.
Jest oczywiście jakoś tak "milej"... - lato w Polsce trwa przecież bardzo krótko. Pozostałe miesiące ustępują miejsca mniej przyjaznemu klimatowi, nie wspominając już o panujących wśród ludzi ponurych nastrojach.

Na moim krótkim wypadzie do domku letniskowego było całkiem fajnie.
Co prawda zaraz po rozlokowaniu rzeczy zaczęły fruwać nad naszymi głowami helikoptery wojskowe (było ich niespełna dziesięć), co wzbudziło we mnie ogólny niepokój (jestem dzieckiem ustroju komunistycznego - pokoleniem nafaszerowanym relacjami z obozów koncentracyjnych, a w czasie teraźniejszym - wiadomościami zza wschodniej granicy).
Może były to ćwiczenia wojskowe, nie wiem.
Mieszkam niedaleko od morza - granicy z innymi krajami, więc trudno o jednoznaczne stwierdzenia w tej kwestii.

Czas spędzony z rodziną, wszyscy spaliśmy w jednym łóżku.
Było ciasno i ciepło, a także bardzo przytulnie.
Wyłączam z tego jednak ostatni dzień. Synowi odwaliło, stał się agresywny po wypadku nad jeziorem, w którym zginął jakiś człowiek.
Ludzie o słabych sercach, jeśli zapragną nagle ochłodzić się w wodzie, bywa że dostają szoku termicznego, co niekiedy przypłacają życiem.

Grzybów i jagód w lesie nie było, za to trochę malin i poziomek.
Paprocie, skrzyp polny, mech, oraz zapach lasu...
Wszystko to kocham całym sercem - naturę, której na co dzień bardzo mi brakuje.
Niestety porozrzucane śmieci to efekt braku szacunku ludzi do drzew, do swoich płuc, do życia.
No i oczywiście do drugiego człowieka. O zwierzętach już nawet nie wspomnę.
Zwykły ludzki egoizm, puenta człowieka i afirmacja własnego Ego.

Przepraszam, nie mogę dalej pisać, jest mi za ciepło...

Pozdrawiam :)

6 sierpnia 2015

Światło

Gdyby ten blog mógł być formą pamiętnika...
Byłaby to raczej specyficzna książka.
I obawiam się, że zbyt niezrozumiała dla wielu.
Co prawda nie interesują mnie statystyki, ale pochopne uwagi też raczej nie.
Aktualnie jestem Chrześcijanką bez zboru.
I nie to, że nie ma w moim mieście żadnego zboru.
Zostałam w nim dość szybko zaklasyfikowana do takich, którzy raczej nie osiągają spektakularnych efektów w drodze podążania za Jezusem.
Przyznaję. Fajerwerków raczej brak.
Gdyby jednak przeczytać od początku te wszystkie świadectwa, o których napisałam na blogu.
Mogłabym powiedzieć, że ta wyboista droga, którą przeszłam, usłana jest prawdziwymi diamentami.
Jednakowoż jest tak kręta, że nie ma sensu o niej pisać.
Jednak to, że podążało się krętą drogą można dostrzec dopiero z pewnej odległości.
I nie chodzi wcale o dystans do problemów, który nabiera się z czasem upływających dni, albo lat.
Bardziej chodzi o właściwe fundamenty.
O to, że Jezus otwiera (chciałabym powiedzieć: otworzył) mi oczy.
O to, że Biblia jest księgą piękną, a zarazem bardzo prostą.

Nikt nie chodzi w Twoich butach, nikt nie wie, jaką drogę Ty przeszedłeś (dlatego nikt nie ma prawa Cię osądzać).
Zawsze jednak warto mieć u boku dobrego przewodnika i właśnie na te dopiero nadchodzące dni.
Bóg przecież nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa.
Wierzysz?

Za jakiś czas napiszę o tym, jaką drogę Pismo Święte musiało przejść zanim wpadło w moje ręce.
To takie małe świadectwo będzie.
Pozdrawiam.

4 sierpnia 2015

Biwak

O biwaku napiszę innym razem.
No i oczywiście będę sypać piaskiem po oczach.
Piaskiem z Sahary!
Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.