Rany, boję się agresywnych ludzi.
Boję się wariatów, których reakcje są nieadekwatne do bodźca.
O wariactwie świadczy brak świadomości własnych zachowań.
Jeśli otoczenie utrzymuje, że dana osoba jest krzykliwa i napastliwa, a ona sama temu zaprzecza, to cóż...
Dobrze jest żyć w błogiej nieświadomości.
Tylko co mają zrobić osoby skazane na życie z takim delikwentem pod jednym dachem?
Pytanie koan - biorąc za punkt odniesienia polskie realia.
Zawsze pozostaje Mops, który niesie pomoc w postaci założenia "ofierze" "niebieskiej karty".
No i jeszcze można uzyskać pomoc wsparcia od psychologa.
Po czym wraca się do "domu".
Czasem podziwiam buddystów za ich spokój.