3 stycznia 2016

Kilka słów o nawróceniu

Nawróciłam się ponad sześć lat temu.
I można by powiedzieć, że to było siedem lat temu, jednak moje życie - a ściślej mówiąc postępowanie - w ogóle nie świadczyło o przemianach, które dokonują się w takich momentach w sercu człowieka.
Siedem lat temu rozpoczął się dość trudny okres w dziejach mojego życia, a wydarzenia, które wtedy miały miejsce całkowicie zaabsorbowały moją uwagę i odsunęły od Boga, do którego ledwo zdążyłam przylgnąć - choć to i tak zbyt mocne słowo.
Rok później byłam już na tyle połamana, żeby zrozumieć, że przez życie nie mogę iść w pojedynkę.
Pewnego dnia, kiedy siedziałam na ławce w parku, przyszła do mnie myśl, aby poprosić znajomą o Biblię.
Wysłałam do niej sms, na który dość długo nie odpowiadała.
Zrobiło mi się trochę głupio, wszak była niedziela - dzień wolny od pracy - i pomyślałam, że odpoczywa, albo po prostu spędza wolny czas z rodziną.
Nie odpisywała jednak dlatego, ponieważ w momencie kiedy chciała sięgnąć po telefon, kot go łapą zrzucił i telefon rozsypał się na drobne części. Po jego złożeniu całkowicie się zablokował i przestał działać.
Znajoma wówczas pomodliła się i telefon nagle odblokował się.
Być może sprawa wydaje się prozaiczna, a dla niektórych przypadkowa, jednak takich sytuacji miałam znacznie więcej.
Zwłaszcza wtedy, kiedy chciałam iść do zboru, albo wtedy kiedy zaczynałam się modlić.
Jednego razu tuż przed wyjściem z domu na nabożeństwo zapalił mi się kabel od pralki, innym razem nagle zachorowałam na grypę żołądkową... Jeszcze innym razem mama zrobiła awanturę.
I tak to szło. Często coś stawało mi na przeszkodzie.
Dzisiaj - tytuł bloga nie jest przypadkowy - miewam wzloty i upadki w wierze, jednak moim życiowym celem jest żyć blisko Boga i nigdy - nawet w tych najtrudniejszych momentach - nie tracić wiary, oraz nadziei.
Modlę się o poszerzanie swoich /duchowych/ granic (o podobne rzeczy modlił się Jabes -  biblijna postać), a także o otwartość na Boży - jak dotąd zakryty przede mną - plan dla mojego życia.
Diabeł będzie dokładał wszelkich starań i wynajdywał sposoby na to aby odsunąć nas od Boga.
Dlatego bardzo ważna jest codzienna modlitwa i czytanie Słowa Bożego, którego on tak nienawidzi.
Z czasem wszystkie wydarzenia w życiu ułożą się w logiczną całość.
Pozdrawiam serdecznie.

2 stycznia 2016

Postanowienia noworoczne

Wspominałam kiedyś w jednym ze swoich wcześniejszych  wpisów o wspaniałej książce pt. "Byłem w Niebie" Richarda Sigmunda.
Bardzo polecam tym, którzy nie czytali, albo po prostu nie natrafili na lekturę.
Nie będę jej streszczać - tytuł sam mówi za siebie.
Warto, jest piękna, a relacja najwyraźniej prawdziwa.
Jeśli ktoś ma kłopoty z wiarą, boi się śmierci - a może nic z tych rzeczy, jedynie chciałby nieco szerzej spojrzeć na siebie z perspektywy nieba - jakże pięknego (opis pokrywa się z tym co mówi na ten temat Biblia), lektura może przynieść prawdziwe ukojenie.

Znowu przebijam się przez pustynię, aż wstyd mi o tym pisać, powtarzam się.
Jednak nie jest to pustynia wiary. Nic z tych rzeczy.
Jest to pustynia związana z milczeniem Pana Boga.
Brak słów, brak widocznych śladów - zatarcie ich przede mną - w moim subiektywnym, okrojonym na miarę człowieka mniemaniu.
Im więcej milczenia, tym większy łomot z mojej strony.
To chyba dobrze?

Pozdrawiam wszystkich w Nowym roku.
Jak tam z postanowieniami noworocznymi?
Ja nie mam żadnych.
Chciałabym jedynie kontynuować realizację swoich wcześniejszych zamierzeń.
Bez nerwacji, będzie co będzie...

30 grudnia 2015

Mili ludzie

Już słyszę wystrzały petard na niebie.
Obawiam się, że mój kot może jutrzejszej nocy jednak nie przeżyć.
Znalazł sobie na szczęście karton z artykułami pasmanteryjnymi - które od lat przechowuję na wypadek wojny - i tam na razie sobie smacznie śpi.
Życzę wszystkim (każda okazja do składania życzeń jest dobra) dużo miłości, dużo szczęścia, spełnienia marzeń i co najważniejsze błogosławieństw Bożych.
A co za tym idzie: wszystko zawiera się w tych dwóch słowach (te dwa ostatnie, z linijki powyżej).
Wszystko co dobre :)
Nie róbcie zbyt wielu postanowień (słowa te kieruję także do siebie), wystarczy jedno, góra dwa.
Inaczej trudno będzie się na jakimkolwiek skupić. Choćby z zapomnienia.

I jeszcze jedno. Zapowiedziany wcześniej (kto czyta, nie błądzi) wpis o zagrożeniach w psychologii robię, jednak ciągle go rozbudowuję (chcę podejść do tematu rzetelnie, z Biblią w ręku), dlatego kwestia ukończenia go zajmie mi trochę czasu. Nie wiem ile, ale jak go skończę wyjdzie mi z tego chyba mała książeczka.

Ok. Czas się żegnać w tym starym roku (ocieram łzy, pożegnania zawsze są trudne).
Być może jutro drugi raz się pożegnam, jeśli zdążę.
Jeśli nie, to adijos.
Z Panem Bogiem.

28 grudnia 2015

Oddanie

Kilka dni temu przeczytałam na stronie Deon.pl artykuł poświęcony modlitwie, a ściślej mówiąc warunkom, które należy spełnić aby nasze modlitwy mogły zostać przez Boga wysłuchane.
Nie jestem katoliczką, jednak jeśli treści artykułów czy książek, bądź też w innej formie przekazywanych informacji na temat wiary, Boga, czy ogólnie mówiąc spraw "ducha" opierają się na Biblii chętnie do tego typu opracowań zaglądam.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,813,bog-uzdrawia-po-znajomosci.html
W powyższym artykule najbardziej zastanowił mnie opisany przez autora "warunek pierwszy".
Powinniśmy o nim pamiętać chcąc by nasza modlitwa podobała się Bogu.
Każdy zapewne zna ze swojej własnej historii modlitwy, w których z pełną ufnością i wiarą w sercu prosił Pana o jakieś rzeczy bez oddawania uprzednio Mu tego o co prosił.
Jednak ofiarowanie Bogu rzeczy, o które Go prosimy jest pięknym aktem wdzięczności z naszej strony (a wdzięcznemu sercu Pan Bóg zawsze będzie obficie błogosławił), oraz zawierzenia Mu siebie całego.
Modląc się o jakąś rzecz, albo o osobę na której nam zależy np. o męża, albo żonę, albo o cokolwiek innego warto najpierw ofiarować Bogu to o co Go prosimy.
Czasami taka modlitwa jest także aktem przebłagalnym, który wynika z uniżenia/ukorzenia się przed Bogiem i całkowitego Jemu posłuszeństwa.

Co ciekawe, wczoraj moja córka opowiedziała mi pewną historię - legendę, którą sama przez przypadek wyszukałam jej w internecie.
Zaczęło się od tego, że obudziła się zbyt wcześnie i przeszkadzała mi spać.
Bardzo się jej nudziło i nie wiedziała co z sobą o tak wczesnej porze począć.
Wpadłam na pomysł, żeby poszukać w telefonie (mam w nim internet) jakieś bajki do czytania.
Otworzyłam pierwszy lepszy link.
Byłam zbyt zmęczona żeby skupiać się na przeszukiwaniu internetu celem odnalezienia jakichś konkretnych bajek.
Kilka godzin później opowiedziała mi legendę o Świętym Patryku, którą rano przeczytała w internecie.
Legenda o Świętym Patryku wzorowana jest na autentycznych wydarzeniach historycznych.
Św. Patryk - z pochodzenia Szkot - został uprowadzony do niewoli przez Irlandczyków, którzy do wybrzeży Szkocji przypłynęli na łodzi.
W Irlandii sprzedano go jako niewolnika i trzymano w niewoli przez siedem lat. Musiał tam ciężko pracować jako pastuch.
Przez ten czas nie zapominał jednak o modlitwach, w których prosił Boga o uwolnienie.
Obiecał Bogu, że jeśli pozwoli mu wydostać się z niewoli, powróci do Irlandii jako kapłan i będzie prowadził ten kraj ku chrześcijaństwu.
Dzięki pomocy Bożej udało się młodzieńcowi w końcu uciec.
Św. Patryk dotrzymał obietnicy i po powrocie do Irlandii głosił Ewangelię, a swoje życie całkowicie podporządkował służbie Bogu.

Historia ta przypomina mi o tym, że w życiu powinniśmy ofiarować Bogu swoje cele (w tym imodlitewne prośby), a także podporządkować je woli Bożej.
Przypomina mi także o tym, że nasze życie nie należy tylko do nas samych.
Historia ta jest odzwierciedleniem prawdy, o której przeczytałam w cytowanym przez siebie artykule (link podałam powyżej).
Dla mnie osobiście pokrzepiające jest również to, że zwieńczenie modlitwy następuje czasem po długich latach, o czym wspomniałam w swoich wcześniejszych wpisach.


26 grudnia 2015

Ufność

I mamy ostatni dzień świąt.
W drodze do szpitala, przez park i opustoszałe place zabaw, kałuże będę mogła bez problemu pokonać w swoich ulubionych, czarnych kaloszach..
Babcia cieszy się z każdych odwiedzin.
To na razie jej jedyna atrakcja.
Pamięć bliskich, rozmowa, towarzystwo.

Sporą część wolnego czasu spędziłam na czytaniu Biblii, modlitwie i zamęczaniu swoimi pytaniami Pana Boga.
Odpowiedź nadeszła dzisiaj.
Po bitwie, mozołach i chyba lekkim zmęczeniu.
Odpowiedź w postaci przeświadczenia, pewności i ufności, które pojawiły się w moim sercu.
Przeświadczenia, że odpowiedzi na moje pytania pojawią się we właściwym czasie.
Nie w słowach, ale w postaci konkretnych wydarzeń, które dopiero mają nadejść.
Tak właśnie - we właściwym czasie.
Odczuwam spokój, oraz ufność.

25 grudnia 2015

Wytrwałość w modlitwie

Święta upływają w atmosferze spokoju.
Czasami przerywa ją jednak mój uniesiony głos.
Dzieci wolą komputer od świata żywych.
Z tego też powodu - jak i z powodu (ich) słabych wyników w nauce zawieszam dalszą edukację.
Poniekąd szkoda, jednak są na tym świecie rzeczy ważniejsze od...
Może i nie ambicji, ale... własnych planów?

Fragment dnia spędziłam dzisiaj na modlitwie.
Myślę, że jestem jak natrętna wdowa.
Potrafię modlić się o jedną sprawę przez wiele lat.
Czasem nie wiem czy brak odpowiedzi wynika z błędnie postawionego pytania, z niewyznanych grzechów, czy też z jakichś innych przyczyn. Np. z tego, że dla Boga czas nie istnieje w takim rozumieniu jak dla nas.
Nie wiem też czy moja modlitwa jest zgodna z wolą Boga.
Jeśli przyczyna braku odpowiedzi leży w tym właśnie miejscu, wierzę, że i to mi Bóg objawi - we właściwym czasie.
Poddawać się jednak nie zamierzam.
Pozdrawiam.

23 grudnia 2015

Święta, święta, ach...

Powinnam teraz zacząć sprzątać - mam straszny bałagan (czyt. syf), a czasu pozostało przecież niewiele.
Ale ja teraz wolę pisać bloga (taki mały reset).
Jutro Wigilia, czyli przeddzień Świąt Bożego Narodzenia.
Nie wiemy jednak dokładnie (przynajmniej ja nie wiem) kiedy urodził się Pan Jezus.
Wydaje mi się, że święta te wynikają więcej z tradycji pogańskich, aniżeli z tradycji chrześcijańskich.
W zasadzie chyba nie mają z nimi nawet zbyt wiele wspólnego - dobrze, jak cokolwiek.
Dla mnie jest to czas na spotkanie z rodziną - i tą bliższą i tą dalszą - w atmosferze innej niż zazwyczaj.
Czasem jednak jest tak, że takie rodzinne święta są powodem ogromnego smutku dla znajomych, albo dla nieznajomych.

Mój kolega miał dzisiaj pogrzeb. Nie doczekał biedak samotności.
Jeszcze miesiąc temu pytałam go gdzie zamierza spędzić święta.
Powiedział mi wtedy, że woli o tym nie myśleć.
Miał rację, hmm... Kto by pomyślał.
Podobnie i jego ostatnie słowa do mnie (w wiadomości mailowej) wglądały właśnie tak:
"Do zobaczenia (moje imię). Z Panem Bogiem."
Dopiero później miał wypadek.

Jeśli jutro nie zdążę zrobić wpisu  (a mój komputer czasem jest jak kot...),
to już dzisiaj życzę swoim czytelnikom:
Śladów stóp Jezusa na każdej wydeptanej przez Was ścieżce.
Błogosławieństw Bożych na każdym kroku.
Bezpieczeństwa, powodzenia i pełni wiary.
Nigdy się nie załamujcie, Bóg jest nieprzenikniony,
ale kochać Was będzie zawsze.
Wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia :)
Jeśli byłeś tu, przeczytałeś wpis, pozostaw komentarz, podziel się swoimi spostrzeżeniami z innymi.